środa, 2 listopada 2011

Millioke...

     ... to indiańskie słowo oznaczające tyle co dobra ziemia. Od tego słowa pochodzi nazwa miasta. Dzionek słoneczny, więc przed odjazdem pospacerujemy sobie po Milwaukee.
      Plecaki udaje nam się zostawić pod czujnym okiem pani kasjerki na dworcu. Chwała jej za to!

   Miasto ma ok.600 tys. mieszkańców, ale jest mocno rozciągnięte. Samo centrum nie przytłacza wielkością. Jest tu dużo starych wieżowców. Może nawet zabytkowych, jak na tutejsze warunki. Są dosyć mocno zdobione i według nas o wiele ciekawsze od nowoczesnych, szklanych domów. Nie są tak wysokie jak te nowe, ale to nawet dodaje im uroku. Rzeka Milwaukee, wpadająca do jeziora Michigan, tworzy w mieście nieco relaksacyjny klimat. Po obu jej stronach jest deptak z mnóstwem kafejek i łódkami do wypożyczenia (w sezonie letnim).



     Drabinki przeciwpożarowe są stałym elementem większości amerykańskich budynków. Często wykorzystywane w filmach jako jedyna droga ucieczki - zapadają w pamięć. Te na wysokich budynkach robią wrażenie, a nawet nam się podobają.


     Na brzegu jeziora Michigan usytuowane jest Muzeum Sztuki. Budynek jest bardzo nowoczesny i z daleka przypomina żaglowiec. Świetnie wkomponowany w otoczenie, z bardzo ładnie zagospodarowanym terenem wokół. Oglądanie ograniczyliśmy jednak tylko do zewnętrznej powłoki  ;-)



     Weszliśmy też do sklepów Grand Avenue rzucić okiem na zabytkowe wnętrza, bo zakupy nas tymczasem nie interesują. O ile szczegóły starych budynków gubią się w chaosie sprzedawanych tu artykułów, to jednego nie można przeoczyć. Spiralne schody przyciągają wzrok i miło sobie w tym miejscu wypić kawkę.


     Kierując się po odbiór bagaży zobaczyliśmy na ulicy nietypowy samochód. Przerdzewiały na każdym centymetrze kwadratowym, a niektóre fragmenty odpadły zupełnie. Całość oklejona zapisanymi kartkami, maskotkami, flagami i bliżej nieokreślonymi przedmiotami. Kierowca żywcem wyjęty z epoki hipisowskiej. Przechodząca obok nas pani rzuciła tylko, że ów jegomość jest ikoną miasta i wszyscy go tutaj znają. Nie dziwi nas to! Niestety nic więcej o nim nie wiemy ;-(



     Chociaż Milwaukee jest w USA trzecim co do wielkości miastem skupiającym Polonię, to akurat tutaj języka polskiego nie usłyszeliśmy. A to zdarza się w Stanach naprawdę rzadko.

     Jutro mamy jedno z niewielu umówionych podczas trasy spotkań. No i pech chciał, że właśnie dzisiaj nasz autobus spóźnia się prawie godzinę. Czarnoskóry kierowca absolutnie się tym poślizgiem czasowym nie przejmuje. Baaardzo niespiesznym krokiem wytacza się ładować bagaże i ma nawet czas na pogawędki. Oj! nie lubię czegoś takiego, ale tu nikt nawet nie zwrócił mu uwagi, że może trzeba zagęścić ruchy... Mam nadzieję, że po drodze mocniej naciśnie na pedał gazu, aby nadrobić stracony czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz