piątek, 28 października 2011

Stalowe rumaki z Milwaukee

     Pogoda zaczęła się trochę psuć. Padał nawet deszcz z gradem. Postanowiliśmy więc nie narażać naszego zdrowia na szwank i tymczasem przesiedliśmy się na transport autobusowy. Pierwotnie mieliśmy jechać przez Minneapolis, ale wylądowaliśmy w Milwaukee. Po drodze przypomniało nam się, że to przecież kolebka firmy Harley-Davidson. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że firma zajmuje się produkcją motocykli??? Ten znaczek rozpoznawalny jest prawdopodobnie na całym świecie.


    Chociaż dzięki naszym motocyklom się poznaliśmy i niejeden kilometr asfaltu nawinęliśmy na ich koła, to akurat wielkimi entuzjastami Harley'ów nie jesteśmy. Właściwie to motocykle H-D same w sobie są nawet ciekawe, ale cała legendarna otoczka wokół nich stworzona już nie do końca nam odpowiada. Nie mniej jednak jest to kawał motocyklowej historii. Zwiedzimy zatem Muzeum Harley'a-Davidsona w Milwaukee.


     Bardzo rozsądna cena biletu jak na taką ikonę Ameryki. Z biletem otrzymuje się kupon, który po wypełnieniu bierze udział w losowaniu nagród. Trzymajcie kciuki, aby nam się coś trafiło ;-)
     Od wejścia wita nas cała alejka najstarszych egzemplarzy H-D.





     Motocykle z boczną przyczepą, potocznie zwaną "wózkiem", zawsze robią wrażenie.



     Ten jasny, stary, trójkołowiec to motocykl policyjny. Z całym kufrem kajdanek ;-)


     A to HaDek-dostawczak. Jeden z najdłużej produkowanych modeli. Przyczepki boczne były konstruowane pod potrzeby poszczególnych zamówień. Często też nabywcy przerabiali je po swojemu. Model wyjściowy wyglądał podobnie do tego.


    Panowie Harley i Davidson zaczynali swój biznes w lokalu wielkości garażu. Przypominał on raczej drewnianą szopkę, której wymiary to 3 x 4,5 metra. Tak, tak! Gablota z pierwszym H-D o numerze "jeden" obrysowana jest tymi właśnie wymiarami. I uwierzcie - chłopaki nie mieli zbyt wiele miejsca na rozwinięcie skrzydeł, a jednak im się udało. "Jedynka" powstała w 1903 roku i wygląda cudnie!


    Kobiece wdzięki już w 1933 roku gwarantowły podwyższenie sprzedaży. To chyba dosyć odważne reklamy? Jak na tamte czasy...



    W jednej z sal jest ściana z wszystkimi modelami silników, jakie były montowane w motocyklach.


     I motocykl rozebrany na części pierwsze. Każdy element ma swoją tabliczkę z opisem. Np. pierwowzorem charakterystycznego siedzenia było siodełko od... traktora.


  Kiedy jednak te "rozsypane" fragmenty ogląda się z odpowiedniego miejsca, to wszystko układa się w...


     Mimo ilości eksponatów - nie jest nudno. Motocykle prezentowane są w kąciku historycznym, pionowo, na fragmencie toru wyścigowego...




     Ten model miał za zadanie bić rekordy szybkości, więc nie musiał być ładny.


     Jeśli ktoś nie może zdecydować, jakie kolory ma mieć jego "Hary", to może mu pomóc ściana zbiorników w przeróżnych malowaniach.


    Znajdzie się coś i dla pani, i dla pana. Chociaż w dzisiejszych czasach nie wiadomo, która kolorystyka dla kogo?  ;-)



     Firma w bardzo oryginalny sposób uczciła w 2003 roku swoje 100 urodziny. Wzięli w nich udział WSZYSCY pracownicy. Był to specjalny motocykl z wózkiem, ale to akurat oryginalne nie jest. Natomiast jego malowanie - unikatowe. Poszczególne części motocykla rozesłano do wszystkich placówek H-D na całym świecie. Na czarnym lakierze podpisali się srebrną farbą wszyscy pracownicy. W sumie ponad 6 tysięcy podpisów!!! O takiej ilości pracowników i potędze założyciele firmy pewnie nawet nie śnili! Motocykl urodzinowy wygląda naprawdę efektownie.




     Odrestaurowaniem motocykli zajmują się na miejscu i można to podejrzeć. Bardzo czysty, nowoczesny warsztat znajduje się na trzecim piętrze budynku. Pan dłubie sobie powolutku poszczególne części, a reszta stalowych rumaków czeka cierpliwie na swoją kolej.




     Poza tym firma produkowała nie tylko motocykle. Z logo H-D pojawiły się również skutery, motorówki, wózki golfowe, motorynki i skutery śnieżne.


    Dolny poziom muzeum przeznaczony jest dla nowocześniejszych modeli...


     ... oraz wszelkiego rodzaju "wydumek" i dziwactw. Jest tu np. motocykl hippisowski wyklejany koralikami, z pacyfkami, flagami i świecidełkami.


     Jest motocykl "tandem", ale czy dało się tym wygodnie jeździć?


     Nie mogło tu zabraknąć HaDeków z kultowego filmu "Easy Rider". Co prawda to tylko repliki, ale robią wrażenie.



     Jest też motocykl biało-różowy i wbrew pozorom nie jest to propozycja dla Barbie. Należał on do Dorothy "Dot" Robinson. Pani wychowała się w otoczeniu motocykli. Jej ojciec był dealerem H-D. Później  Dorothy z mężem przejęli rodzinny biznes. Dot miała duże zasługi i ogromny wkład finansowy w szerzenie motocyklizmu wśród kobiet. Tym motocyklem jeździła nadal mając ponad 80 lat w metryce.



     Oczywiście nie zabrakło sportowych wersji H-D, również Buelli.



     Król rockandrolla - Elvis Presley - również jeździł Harleyem. Chociaż wtedy wyglądał chyba troszkę inaczej?...

   
     Dzięki czujności naszego czytelnika dowiedzieliśmy się, że powyższy Elvis to nie Elvis ;-) Jest to "Evel" Knievel, amerykański kaskader-motocyklista. Specjalizował się w akrobacjach i skokach motocyklowych nad autostradami, rzędami zaparkowanych samochodów, zbiornikami wodnymi pełnymi rekinów... Dzięki Jimmie za czujność i doinformowanie ;-)


     Projektowanie i budowa motocykli nie jest prostą sprawą. Chłopaki nie mieli łatwo na początku i mogli się zdać tylko na pracę własnych rąk.




    Teraz większość produkcji wykonują roboty. Ten np. kładzie spawy na ramie.


     Niezastąpionym materiałem na etapie projektowania została jednak zwykła glina do modelowania.


     Pamiątkowe zdjęcia na prawdziwych maszynach - ja wybrałam pod kolor apaszki ;-)



      Przed muzeum jest jeszcze rzeźba motocyklisty z "wielkiego podjazdu".


     No i oczywiście sklepik z pamiątkami. Ze znaczkiem H-D można kupić wszystko. Od miski dla psa zaczynając przez ubranka dla niemowląt, majtki, torebki, koszulki, breloczki, plakaty, szklanki, naklejki ... na miniaturze powyższego pomnika kończąc. Modele motocykli po ok.160-200 dolarów/sztuka.


     Można też mieć indywidualne życzenie. Na części z motocykla wygrawerują co tylko się chce i umieszczą to na pamiątkowej ścianie.


     Legenda Harleya-Davidsona trwa i ma wielu zwolenników. Muzeum zorganizowane jest naprawdę wzorcowo i nie ma się do czego przyczepić. Wszystkie ekspozycje uzupełnione są efektami audiowizualnymi, zdjęciami, filmami, tabliczkami z opisami i czym tylko się da. Wszystko z zachowaniem elegancji, porządku i dobrego smaku. Tylko pogratulować!


     Myślę, że panowie Harley i Davidson patrzą z góry z dumą i testują nowe modele na błękitnych autostradach...