poniedziałek, 7 listopada 2011

Memphis-Montgomery

     Memphis jest ostatnim miastem w stronę południa do którego docierają tanie linie autobusowe Megabus. Bilety można kupić z wyprzedzeniem już za dolara. Niestety Megabus obejmuje tylko północno-wschodnią część USA. W związku z tym znowu przesiadamy się na autostop.
     Autobusami miejskimi wyjeżdzamy z Memphis jak najbliżej wylotówki. Znowu przejeżdzamy przez mało ciekawe okolice. Domy nadające się tylko do rozbiórki, a jednak mieszkają w nich ludzie. Właściwie miasto jest zamieszkane głównie przez czarnoskórych obywateli. Białych widzieliśmy tylko w centrum i na Beale Street. Dwóch panów nawet podwiozło nas do hotelu kiedy zobaczyli, że idziemy z przystanku autobusowego na pieszo. Bo to podobno była bardzo niebezpieczna okolica. Szczerze mówiąc nie myśleliśmy, że tam jest aż tak kiepsko z bezpieczeństwem. Bardzo miły pan, który zabrał nas z Memphis na stopa uświadomił nam, że to miasto od lat znajduje się w ścisłej czołówce najniebezpieczniejszych miast w Stanach. Nasi kolejni autostopowi kierowcy tylko to potwierdzali i nie wierzyli, że jedziemy stamtąd stopem i poruszaliśmy sie po mieście bez samochodu... 
   Po długim oczekiwaniu zatrzymało się jakieś małżeństwo, ale jechali tylko kilka mil dalej, więc podziękowaliśmy. Stwierdzili więc, że skoro nie mogą nam pomóc podwózką, to wesprą nas finansowo. I wręczyli nam 20 dolarów ;-) Kolejny sympatyczny pan opowiedział nam kilka mrożących krew w żyłach historyjek o tutejszych przypadkach po czym stwierdził, że on nam nie zamierza zrobić nic złego i mamy się go nie bać. Super! Tego właśnie oczekiwaliśmy. 
    To były tylko krótkie podwózki. W Fulton utknęliśmy na ponad dwie godziny. Mimo ładnej pogody mieliśmy już dosyć stania z kciukiem do góry. Ruch ogromny, ale nikt się nie zatrzymywał. W dodatku na skrzyżowaniu nieopodal nas rozstawiła się jakaś pikieta i zrobiło się niepotrzebne nam zamieszanie. Grześ zadecydował, że poczekamy jeszcze 10 samochodów i jak nic się nie zatrzyma, to idziemy szukać hotelu. No i w nagrodę za cierpliwość trafiła nam się prawdziwa gratka. Zabrała nas przesympatyczan kobitka, w dodatku w ciąży, więc to raczej podziw dla niej, że nie bała się zabrać obcych. Przejechaliśmy z nią cztery godziny i jeszcze szukała z nami sensownego motelu blisko jutrzejszej wylotówki. 
     Obyśmy w dalszej drodze nadal spotykali tak pomocnych ludzi... Dzisiaj nocujemy w Montgomery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz