piątek, 18 listopada 2011

Everglades

     Park Narodowy Everglades jest trzecim co do wielkości parkiem narodowym w kontynentalnej części USA. Jego powierzchnia to ponad 6000 kilometrów kwadratowych. Wyobraźcie sobie prostokąt o bokach 60 km na 100 km - to właśnie obszar tego parku. Te subtropikalne mokradła zostały wpisane przez UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości - czyli nie byle co.
     Na wstępie powitał nas taki znak ostrzegawczy.


     Teren parku to ostoja dzikiej zwierzyny żyjącej sobie spokojnie w naturalnych warunkach. Między innymi zamieszkuje tu pantera florydzka, ale przypuszczamy, że akurat ją najtrudniej jest spotkać. Może w nocy przebiegającą przez drogę?... Nam się nie zaprezentowała.
     Everglades to jedna ogromna, wolno płynąca, raczej płytka rzeka. Woda płynie tu z prędkością 400 m dziennie, więc całość wygląda bardziej jak zalana wodą gigantyczna łąka z drzewiastymi wysepkami.




    Główną atrakcją i magnesem na turystów są aligatory. Chociaż groźnie wyglądają, to podobno są w miarę bezpieczne. Pod warunkiem, że nie są głodne i się ich nie drażni. No tak! Tylko skąd wiedzieć, że Alli jest po obiedzie? Uwielbiają wygrzewać się w słońcu i wtedy wyglądają jak sztuczne. Ale uwierzcie na słowo - nie są wypchanymi eksponatami. Są na wyciągnięcie ręki, ale jakoś nikt zbytnio się do nich nie zbliża.




     Żyje tu ponad 350 gatunków ptaków. Widzieliśmy kilka, ale niestety nie znamy nazw wszystkich przedstawicieli. Jeśli się nie mylimy, to to jest anhinga ...



     ... jakieś czaple ...




     ... ibisy ...


     ... i na tym nasza marna wiedza ornitologiczna się kończy. Ale spotkaliśmy jeszcze taki okaz.


     Na większych rozlewiskach wypatrzyliśmy przepływające powolutku aligatory. A pisaliśmy, że nie są sztuczne?



     Mnóstwo było też malutkich jaszczurek i cudnych motyli.



     Czyściusieńka woda pokazywała bogactwo życia podwodnego.


     Nawet żółw wychylił na moment głowę aby zaczerpnąć świeżego powietrza.


     Ale największą niespodzianką były dla nas młodziutkie aligatorki, bezstresowo wygrzewające się w trawie przy brzegu kanału. Miały może 25 - 30 cm długości i w swej brzydocie wyglądały (przewrotnie) bardzo słodko. Mamusi w pobliżu nie dostrzegliśmy, więc sesja zdjęciowa przebiegała niespiesznie. Naliczyliśmy ich 11 sztuk, ale pewnie nie wszystkie dostrzegliśmy. Cudne były! Zobaczcie sami.






     Everglades zwiedza się "na raty" w kilku odległych od siebie punktach. Nie wszystkie są super interesujące, ale całość na pewno możemy zaliczyć do bardzo ciekawych miejsc na naszej planecie. Wrażenie z pobytu przyćmiewają trochę ospali i niezbyt zachęcający do powrotu pracownicy parku. No ale na to nie ma rady. Dzicy mieszkańcy tego miejsca zaprezentowali się w pełnej krasie i to zapamiętamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz