sobota, 17 grudnia 2011

Pierwsze (meksykańskie) koty za płoty

     Aglomeracja Monterrey liczy prawie 4 miliony mieszkańców. Jest to więc mocno zaludniony teren w okolicach Cerro de la Silla. To cudne wzgórze przez cały czas naszego pobytu ukryte było niestety w gęstej mgle ;-(
     W Meksyku jesteśmy pierwszy raz. Tymczasem czujemy się, jakby ktoś nas wrzucił do filmowych reportaży Cejrowskiego. Ruch samochodowy niczym w naszym kraju - każdy sobie, kto pierwszy-ten lepszy, klakson non stop, piesi niech zmykają. Głośno, gwarno, ciasno, brudno, kolorowo, szaro, przygnębiająco i wesoło jednocześnie. Okolica, w której się zatrzymaliśmy, wydaje się być jednym wielkim sklepem, w którym kupi się wszystko. Od igły po samochód. 
      Trafiliśmy na tutejszy bazar. Na ulicach brud nieziemski, śmieci, pomyje, stare owoce. Daszki z plandek, wiszące druty, kable i inne niespodzianki. Co chwila trzeba robić unik, albo coś omijać. Każdy zachwala swój towar, na ile mu gardło pozwala.



     Ale owoce, warzywa i inny towar do sprzedaży czyściutki i równiutko poukładany. Wszystko ma swoje miejsce. Niby chaos, a jednak jakiś porządek w tym wszystkim jest.




     Niektóre towary przygotowuje się bezpośrednio na miejscu. Po co mrozić i transportować z miejsca na miejsce, skoro można wszystko zrobić w jednej lokalizacji. Opuncję obiera się z kolców, sprzedaje na wagę lub w formie drobno pokrojonej mieszanki zapakowanej w woreczki foliowe.


     Również papryka w każdej postaci i ilości. Wolicie suszoną czy świeżą?



     Odrobina przypraw i czosnku też zapewne w kuchni się przyda. A kuchnia meksykańska musi być dobrze i aromatycznie przyprawiona.




     Oczywiście tuż przed Bożym Narodzeniem nie może zabraknąć w sprzedaży piniat. To kolorowe kukły z gipsu i papieru, ozdobione bibułą, sreberkami i wstążkami. Wypełnione są z reguły łakociami. Piniatę trzeba z zawiązanymi oczami rozbić kijem i szybko zebrać jak najwięcej słodyczy, które z niej wylecą. Siedem jej rogów symbolizuje siedem grzechów głównych, a jej rozbicie jest oznaką pokonania zła.


     Tuż przy targu, przy ciasnej ulicy Juan Nepomuceno Mendez, znajduje się całkiem spory kościół. Zapewne pod wezwaniem tegoż świętego, ale pewni nie jesteśmy. Graniczy z nim niższa kaplica, z której pochodzi zdjęcie wnętrza.



     Prawie na każdym rogu stoi jakaś budka z jedzeniem. Rano serwują bardziej śniadaniowe dania, po południu przekąski, desery, wieczorem ciepłe obiadokolacje.



     Skusiliśmy się na kubeczek pokrojonych, świeżutkich owoców - mango, ananas, papaja, arbuz, melon, jabłko i ... ogórek ;-) U nas to już warzywo, a tu w takiej kompozycji!


     Wszystkie te uliczne "jadłodajnie" wydają się nie być zbyt higieniczne, ale właściwie to tylko pozory. Myślę, że na zapleczach niektórych "renomowanych" restauracji można znaleźć większe niedociągnięcia (delikatnie mówiąc). Tutaj naczynia, w których przygotowuje się potrawy, używane są codziennie i to właściwie non stop. Przerób jedzenia jest ogromny, często są kolejki, więc świeżość potraw zapewniona. Przygotowywane są właściwie na poczekaniu. Zaryzykowaliśmy kolację w takiej budce i jesteśmy bardzo zadowoleni. Gorące tacos z posiekaną wołowiną, cebulą, pietruszką, pomidorem oraz pikantnymi salsami. Wszystko podane na sztywnym, plastikowym talerzu zapakowanym w ... woreczek foliowy. Talerzy nie ma gdzie umyć na ulicy, papierowe szybko zapełniają kosz. A tak - zużyty woreczek ściąga się w mgnieniu oka, zakłada nową folijkę i talerz znów gotowy do użytku. Genialne w swej prostocie! Jedzonko było wyśmienite i dzisiaj zrobiliśmy powtórkę ;-) Pycha!
     Podczas naszych wycieczek po Monterrey kilka razy natknęliśmy się na przejeżdżające patrole policji. Generalnie w mieście widać dużo policjantów - patrole piesze, na rowerach, no i takie, w pełni uzbrojone i przygotowane do otwarcia ognia w każdej chwili. 


     Zawsze jechały cztery takie samochody w kolumnie. W aucie 5-6 policjantów. Czasem były to patrole wojskowe. Musimy przyznać, że robi to wrażenie. Nawet piesi policjanci często byli wyposażeni w długą broń. Może właśnie dlatego Monterrey uznawane jest za najbezpieczniejsze miasto w Ameryce Łacińskiej?
     Jeżeli chodzi jeszcze o handel, to są tutaj uliczki tematyczne, jak to nazwaliśmy. Na jednej jedzenie, na drugiej telefony, na innej samochody i wszystko do nich, na kolejnej ciuchy i tak w nieskończoność. Ulica przy której mieszkamy jest miejscem sprzedaży butów, kapeluszy i męskiej garderoby. Buty to w większości kowbojki, koszule haftowane typu rodeo i haftowane garnitury. Wybór jest przeogromny, a i jakość niczego sobie. Cudne to wszystko jest i nie można oderwać oczu od wystaw.



     Kowbojki można oczywiście kupić z paskiem z identycznego materiału. Dostępne są wersje ze skóry aligatora, strusia, węgorza, pytona, kobry, manty, iguany. Mogą być też dżinsowe lub w wersji koronkowej lub cekinowej. Pan wybiera, pan płaci, pan będzie zadowolony! ;-)



     Do tego wszystkiego na każdym rogu swoje stanowisko ma pucybut, więc łatwo zadbać o obuwie. W międzyczasie można poczytać gazetę lub pooglądać telewizję w przenośnym telewizorku pucybuta. Chętnych nie brakuje i rzadko panowie mieli przerwę w pracy.
     Niestety również na każdym rogu (tu jest naprawdę duże zagęszczenie wszystkiego) stoją żebracy, niedołężni staruszkowie proszący o wsparcie, matki z gromadkami dzieci. Są też całe rodzinki sprzedające ręcznie robione czapki, szaliki, cudne chusty lub po prostu kolorową chińszczyznę lub łakocie. Mama upiecze ciasto i dzieciaki sprzedają je na kawałki na ulicy. Widzieliśmy tu też mnóstwo mężczyzn tak szybko wywijających szydełkiem lub drutami, że zawstydziliby nie jedną polską babcię ;-)
     Pierwsze koty za płoty. Rozmówki hiszpańskie dają radę, a Meksykanie wykazują dużo cierpliwości i otwartości w kontaktach z nami. Amerykanów raczej tu nie lubią, ale jak się okazuje, że jesteśmy Polakko, to natychmiast pojawia się uśmiech.

2 komentarze:

  1. Świetnie napisane, bardzo przyjemnie czytało się waszą relację. Pozdrawiam Marcin

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki za mile slowa 😉 Az sie nie chce wierzyc, ze to bylo juz 4 lata temu... Pozdrawiamy! R&G

    OdpowiedzUsuń