wtorek, 20 grudnia 2011

Monterrey - Guadalajara

     Po krótkiej aklimatyzacji w Monterrey postanowiliśmy przemieścić się w głąb Meksyku. Wyjeżdżając z miasta przejechaliśmy autokarem przez nowoczesne dzielnice Monterrey. Wieżowce, biurowce, znane fast-foody. Chyba niczym się nie różniło od innych wielkich miast. Cieszymy się, że mieliśmy noclegi w bardziej meksykańskiej części miasta i moglibyśmy zasmakować Meksyku od pierwszego dnia.

     Meksyk jest ogromnym krajem i znowu mamy spore odległości do pokonywania. Tym razem przejedziemy ponad 800 km. Kilkadziesiąt kilometrów za Monterrey poprawiła się pogoda i zaczęły  pojawiać się za oknem takie widoczki.


    
    Ogromne juki na tle pasm górskich Sierra Madre ciągnęły się kilometrami. Poza dużymi miastami są tu ogromne przestrzenie, w których czasami pojawi się jakaś wioska lub samotne zabudowania. Czasem opuszczone, a czasem tylko na takie wyglądają.


     Generalnie widoczki bardzo nam się podobały, ale baaardzo długie, proste drogi wprowadzały lekkie znudzenie w nasze podróżowanie.



     W końcu zatrzymaliśmy się przy restauracji w wiosce pośrodku niczego. Mieliśmy swoje kanapeczki, ale miło było chociaż rozprostować kości. Mimo komfortowego autobusu pewna część ciała dawała się we znaki po tylu godzinach.


     Na tym parkingu zatrzymywały się chyba wszystkie autobusy dalekobieżne. Kilka osobówek też było, więc potencjalni klienci wulkanizacji mogą się zdarzyć. No i w okolicy "gumiarz" też się przyda. Czynne całą dobę! To zdjęcie z dedykacją dla naszych rodzinnych wulkanizatorów - Andrzeja i Michała ;-)


     Za Guadalupe krajobraz trochę się zmienił. Zaczęło być bardziej kolorowo, bardziej zielono. Pojawiły się "normalne" drzewa.



     Dalej zaczęły się tereny rolnicze - pola, szklarnie, tunele, plantacje agawy i opuncji. Na zdjęcia było jednak już za ciemno. 
     Po drodze minęliśmy trzy punkty kontroli policyjno-wojskowej. Autobusu nie zatrzymali, ale samochody osobowe i ciężarówki sprawdzali dosyć szczegółowo. Oczywiście wszyscy w pełnym uzbrojeniu, podobnie jak w Monterrey.


     Mimo dalekiego dystansu podróż byłaby bardzo komfortowa, gdyby nie jeden, mały szczegół. W autobusie non stop wyświetlano filmy, których dźwięk nastawiony był chyba na cały regulator. Nikomu to nie przeszkadzało. Sądząc po nasileniu muzyki dochodzącej z głośników w Monterrey, oni tu prawdopodobnie zawsze tak głośno słuchają wszystkiego. My NIE i bardzo nas to ogłuszyło i zmęczyło...
     Autobus przyjechał na miejsce dwie godziny po czasie, ale podobno musimy się tu przyzwyczaić do niepunktualności. Aby nie tułać się o północy po ponad czteromilionowej aglomeracji wzięliśmy z dworca taksówkę do wcześniej upolowanego w internecie hostelu. Na miejscu wszystko poszło sprawnie i w przyjaznej atmosferze. Mogliśmy dogadać się po angielsku, więc bezstresowo. 
     Kilka kolejnych dni spędzimy więc w mieście Guadalajara, którego polskim miastem partnerskim jest Wrocław.
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz