poniedziałek, 6 sierpnia 2012

ZaSAPAni

     Bez niepotrzebnych niespodzianek zaczęliśmy kolejny dzień w Sapa. Zaopatrzono nas w gustowne kaloszki i podzielono na kilkuosobowe grupy. Z miejscowymi przewodniczkami udaliśmy się wszyscy na pierwszy, krótszy trekking po górskich okolicach. Oprócz mniejszości etnicznych zamieszkujących te tereny niesamowitą atrakcją są malownicze tarasowe pola ryżowe. Pokryta jest nimi ogromna część tego górzystego terenu, co tworzy bardzo widowiskowy krajobraz.


     Chociaż nowinki zachodniego świata docierają do tutejszych wiosek systematycznie, to nadal wiele rzeczy wykonuje się tradycyjnymi metodami. Na przykład tkanie materiału ...


     ... jego farbowanie ...


     ... suszenie między kolejnymi etapami produkcji ...


     ... na haftowanych zdobieniach kończąc - wszystko odbywa się ręcznie.


     Podziwiając okolice i miejscowe rękodzieło doszliśmy do rwącej rzeki i sporego wodospadu.


     Obejrzeliśmy tu krótki, nieco senny pokaz tradycyjnych tańców i poszliśmy dalej górskimi, błotnistymi ścieżkami przez pola ryżowe. Dzieciaki znają tu każdą dróżkę i bez problemu przemieszczają się po nich, często niosąc młodsze rodzeństwo na plecach.


     Oprócz ryżu rośnie tu też sporo kukurydzy, a między jej krzakami konopie indyjskie. Miejscowi jednak nie palą ich liści ;-) Bardziej cenne są dla nich włókna pozyskiwane z łodyg, z których po odpowiedniej obróbce produkuje się sznury i materiały.



     Po ponad trzygodzinnym łazikowaniu w terenie wróciliśmy do hotelu i całe popołudnie mieliśmy na spacerowanie po miasteczku. Tylko, że w Sapa nie ma nic poza bazą hotelowo-gastronomiczną dla tłumnie przybywających turystów.


     Do tego (jak to w wysokich górach bywa) pogoda kapryśna i popołudniami lubi sobie tu popadać deszczyk. Nasze płaszcze przeciwdeszczowe, które dostaliśmy na pikniku przed wyścigami NASCAR okazały się być całe zadrukowane napisami Air Force. Wojna w Wietnamie skończyła się stosunkowo niedawno i siły powietrzne USA raczej nie kojarzą się tu pozytywnie. Postanowiliśmy nie sprawdzać szczegółów tych relacji na własnej skórze i zakupiliśmy neutralne płaszczyki na potrzeby chwili ;-)
     Kolejnego ranka widok z okna powalił nas na kolana. To co wczoraj ukryte było za gęstymi chmurami dziś pokazało się w pełnej krasie.


     Ochoczo więc ruszyliśmy na całodzienny trekking po tej cudnej krainie. Połowa grupy odpadła po wczorajszej wycieczce i dzisiaj mamy niemal prywatnego przewodnika. A raczej przewodniczkę ;-) Pani kupiła po drodze dorodnego ogórka, wielkości naszych cukinii czy kabaczków i poczęstowała nas nim na pierwszym postoju. Smakiem nie różnił się od polskich kuzynów, ale jego ćwiartką można było nieźle pojeść.


     Widoczki dookoła bajkowe ...


     ... ale życie w tych warunkach wcale nie jest łatwe. Do wiosek trudno dojechać nawet wszędobylskimi skuterkami. Nadal jedynym i najtańszym środkiem transportu pozostają często własne plecy.


     Dzieciaki mają teraz wakacje, ale nie marzą o wyjeździe na wypasione kolonie czy wczasy z rodzicami. Opiekują się młodszym rodzeństwem i całymi grupkami próbują sprzedać coś turystom. Im mniejsze i brudniejsze, tym łatwiej skuszą białego przybysza na trochę dongów,




     Od najmłodszych lat uczą się od starszych języka angielskiego, który jest niezbędny do komunikowania się z turystami. Chociaż nie ma w regionie nauczyciela języków obcych, to przewodniczki mówią po angielsku (a czasem też w innych językach) całkiem płynnie. Wszystkiego nauczyły się od turystów i przekazują swoją wiedzę młodszym pokoleniom. Dzieciaki więc maszerują z nami i zagadują każdego wyuczonymi pytaniami, aby szkolić swoje umiejętności w praktyce. Również starsze panie znają sporo słów i przez całą drogę próbują nawiązać rozmowę oraz sprzedać co nie co ze swoich przepastnych koszyków.


     Po kilku godzinach marszu doszliśmy do doliny, w której zaczyna się budowa mostu i elektrowni, aby ułatwić ludziom życie.


     Tymczasem jeszcze krajobraz wspaniały, ale za kilkanaście lat pewnie zaczną wyrastać betonowe domki i inne udogodnienia cywilizacyjne.



     Do ukończenia mostu jeszcze daleko, ale skoro można już po nim chodzić, to czemu z tego nie korzystać? A że nie ma barierek, a pod spodem przepaść? Oj tam! Wystarczy uważać i tyle!


     Liczba zabudowań wskazuje na bliskość wioski i przerwę na zasłużony posiłek.


     Pojawiają się też panie z innych plemion, w zupełnie innych strojach i nakryciach głów.




     Mężczyzn i chłopców widać niezbyt często. Zajmują się innymi obowiązkami i nie mają takiej styczności z turystami jak zaradne kobitki. Ale widać, że nie leżą brzuchami do góry, chociaż ułatwiają sobie pracę na własny sposób. Po co iść, skoro można jechać?


     Teraz musimy się jeszcze wydostać z doliny, a po nocnych opadach tutejsze podłoże nie jest przychylne dla pieszych. Ja przezornie założyłam gumiaczki, ale Grześ zwiedziony słoneczną pogodą wybrał się w sandałach. No i biedny tonął w błocie, a i mały poślizg zaliczył po drodze. Ale nawet posiadacze dobrych butów trekkingowych tonęli po kostki w błocie i odstawiali piruety, więc z dwojga złego - łatwiej wyprać sandały ;-)


     Widoki wynagradzają wszelkie niedogodności, z których po prostu się śmiejemy.


     W tym rejonie świata nie pracuje się do emerytury. Tu pracuje się do śmierci, a sił na zarobienie na miskę ryżu musi wystarczyć do końca. Ale też dzięki tej nieustannej pracy kondycja tutejszych ludzi zadziwia, a radość z każdego kolejnego dnia godna jest naśladowania. Bo czy trzeba zasiąść przy eleganckim stole aby zaspokoić głód, który wszyscy odczuwamy tak samo?


     I chociaż nowoczesność wchodzi tu drzwiami i oknami ...


     ... to ryż rośnie własnym rytmem i dojrzewa we właściwym sobie czasie. Za kilka tygodni będzie gotowy do zbioru, ale nowoczesne maszyny na nic się tu zdadzą. Poletka są zbyt wąskie i zbyt grząskie, aby pojawiło się na nich cokolwiek innego poza ludźmi. Ludzie zasadzili ten ryż kępka po kępce, i ludzie podobnie będą go zbierać własnymi rękami ...


     Tarasowe pola ryżowe w okolicach Sapa nie są naturalnym tworem. Mimo tego doskonale komponują się z całością środowiska i są jednym z niewielu dzieł ludzkich, które zachwyciły nas tak mocno ...

1 komentarz: