piątek, 6 kwietnia 2012

Z wyspy na wyspę

     Okolice Wellington są naprawdę urocze. Warto się pokręcić tamtejszymi dróżkami i zjechać czasem w bok w zupełnie niezaplanowane miejsce. Dużo jest plaż nad Morzem Tasmana. Chociaż temperatury już nie na kąpiel, to fajnie sobie pospacerować po piasku lub kamyczkach. Trochę zazdrościliśmy mieszkańcom przyplażowych domów, bo z jednej strony mają widok na morze, a z drugiej na góry.


     Maksymalnie 30-40 minut od morza i jesteśmy w całkiem sporych górach. Droga jednopasmowa, co jakiś czas zatoczki, aby można było ustąpić miejsca samochodom jadącym w przeciwnym kierunku. Kilkadziesiąt kilometrów zakrętów non-stop i kilka miejsc piknikowych po drodze. Skorzystaliśmy z jednego i zrobiliśmy sobie krótką przerwę na popasik.


     Nowa Zelandia to dwie wyspy. Nadszedł czas przedostania się z Północnej na Południową. Samochodem jedyną dostępną drogą jest przeprawa promem. Wstaliśmy skoro świt, zebraliśmy się cichutko, aby nikogo nie obudzić na kempingu i stawiliśmy się na odprawie promowej. Lekko niedospani podziwialiśmy wschód słońca, które próbowało przebić się przez poranne chmury.


     Wellington też powoli budziło się do życia ...


     Prom z Wellington do Picton płynie około trzech godzin. Mieliśmy więc czas na krótką drzemkę, kawę na ponowne przebudzenie, no a przede wszystkim – na podziwianie widoków za burtą.



     Ostatnia godzina rejsu to kluczenie między fantastycznymi fiordami. Szkoda, że nie możemy zobaczyć tego z góry, bo mapa aż kusi na widok z lotu ptaka.


     I tak fiord za fiordem zbliżamy się do Wyspy Południowej.



     Picton nie jest dużym miastem i właściwie chyba jest tylko znane z możliwości przeprawy promem na drugi brzeg. W sumie nawet urocze miejsce, ale nie mieliśmy zamiaru tam zostawać dłużej.


     Tuż za miastem zaczął się natomiast raj dla miłośników wina ;-) Winnice ciągnęły się po obu stronach drogi regionu Malborough i ograniczały je tylko góry na horyzoncie. I tak przez kilkadziesiąt kilometrów ...



     Kiedy skończyły się winnice wcale nie zrobiło się nudno. Wręcz przeciwnie. Przed nami zaczęły pojawiać się co raz to wyższe góry pasma Kaikoura.


     A że tutaj przedsionek jesieni, to i drzewa zmieniają kolory na żółto-złociste ...


     Zanim dojedziemy do naprawdę wysokich gór, czeka nas jeszcze kawałek drogi z cudownymi widokami. Mieliśmy przeczucie, że Wyspa Południowa będzie nam się bardziej podobała i chyba nasze nosy nas nie zawiodły. Czas pokaże ...



Korzystając z chwili dostępu do internetu ;-)
życzymy wszystkim czytelnikom bloga 
zdrowych i pogodnych Świąt Wielkiej Nocy
oraz dużo radości każdego dnia.
Niech zajączek wielkanocny spełni choć jedno Wasze życzenie ;-)

1 komentarz:

  1. Wyspiarze, też Was pozdrawiam WIELKANOCNIE (kiedy będziecie na Wyspie Wielkanocnej?)...
    Michał

    OdpowiedzUsuń