sobota, 7 kwietnia 2012

Foki i naleśniki

     Po nocnych przymrozkach na Wyspie Północnej dokupiliśmy polarkowe koce, aby nam więcej tyłki nie zmarzły. Okazało się jednak, że na Wyspie Południowej jest nieco cieplej, ale kto wie, co będzie dalej... Toż to jesień. Poranne mgły tylko dodają uroku i tajemniczości tutejszym krajobrazom.


     Wybrzeża NZ upodobały sobie do zamieszkania również foki. Jest kilkanaście miejsc, w których można je obserwować w ich naturalnym środowisku. Podjechaliśmy do jednej z foczych kolonii, aby zobaczyć te śmieszne stworzonka niewytresowane przez człowieka. Kilkuminutowy spacer od parkingu i oto są. Na pierwszy rzut oka trudno je wypatrzeć, gdyż nieruchome wyglądają z tej odległości jak kamienie, na których leniwie się wylegują. Dopiero kiedy któraś się poruszy można ją zlokalizować. W sumie wypatrzyliśmy ich z tarasu widokowego kilkadziesiąt, małych i dużych, sennych i skorych do zabawy, niektóre podczas kąpieli morskiej. Zabawne istotki ;-)




     A miejscówkę do lądowego odpoczynku wybrały sobie cudowną. Tylko pozazdrościć ...


     Gdzie ludzie tam i "sępy", czyli tym razem ptactwo sępiące resztki jedzenia. Mewa z wysokości obserwowała, komu co ze stołu piknikowego spadnie. Do tego pyskowała coś pod dziobem, że za mało i tylko okruszki ...


      A konkurencja duża, bo na parkingu dużo dziwnych "kur" zbierających nawet najmniejsze drobinki jedzenia. Tak ciekawskie i oswojone ptaszyska, że zaglądały nam do garów. Później prawie weszły do samochodu, aby sprawdzić czy przypadkiem tutaj coś pysznego się nie znajdzie. "Kury" nazywają się weka i jest ich w NZ całkiem sporo.


     W drodze do kolejnej atrakcji jest tyle wspaniałych miejsc, że nie sposób się nie zatrzymać. Droga numer SH 6 biegnąca wzdłuż zachodniego wybrzeża Wyspy Południowej to jedna z dziesięciu najładniejszych tras brzegiem morza na świecie.



     Z jednego z wielu parkingów widokowych widać już nasz punkt docelowy dzisiejszego dnia.


     Pancakes Rocks and Blowholes to niewielka, ale bardzo charakterystyczna formacja skalna. Zbudowana z kruchych skał łupkowych wygląda jakby poukładano tam stosy naleśników.


     Bardzo wielu naleśników ...


     Do tego wszystko nieustannie rzeźbione przez morskie fale, które ciągle "przebudowują" krajobraz.


     Potężny, naturalny basen skalny nie zachęca jednak do kąpieli. Masy wody wlewające się przez szczeliny i rozbryzgujące o skały nie wróżą dobrze ewentualnym pływakom.



     Podczas przypływu woda wdziera tu z taką siłą, że do góry strzelają gejzery morskiej piany. Lepiej trzymać się wtedy w bezpiecznej odległości od barierek. Świetnie przygotowana ścieżka podoba się chyba wszystkim bez wyjątku. Chociaż Skały Naleśnikowe nie powalają wielkością, to jakość widowiska jest na najwyższym poziomie. Cudowne!!!


     Nie więcej niż kilometr od powyższych skał znajdują się jaskinie, w których wyznaczony jest szlak . Mało kto do nich zagląda, bo wszyscy skupiają się na "naleśnikach". Nam poleciło je miłe, starsze małżeństwo z Anglii. Spotkaliśmy ich na kempingu w Porirua. Od dziesięciu lat są na emerytrurze i zwiedzają sobie świat. Tymczasem byli siedem tygodni na Wyspie Południowej, a kilka następnych będą na Północnej. Taką emeryturę to my też chcemy ;-) Dzięki nim zajrzeliśmy więc do owych jaskiń.


     Rzeczywiście szlak wiedzie daleko w głąb, ale bez porządnych latarek nie zdecydowaliśmy się pójść dalej, niż mieliśmy w zasięgu wzroku światło dzienne. Szkoda, bo warto by było się zapuścić w ciemność podziemnego świata.


     Zatrzymaliśmy się jeszcze w uroczej zatoce, aby pospacerować chwilę po kamieniach. Wszystkie płaskie, wyszlifowane przez wodę. Wyglądały jak monety zamienione w kamyczki. Kolory od czystej bieli, przez wszystkie odcienie szarości, do czarnych jak smoła.


     Czego to natura nie potrafi?... Świetnie nadawały się do układania z nich fantazyjnych esów-floresów ...


     Dzień szybko minął i trzeba było szukać noclegu. Ponieważ co jakiś czas dobrze jest jednak wziąć ciepły prysznic, dzisiaj wypadło nam znaleźć cywilizowany kemping. Nie ma tu z tym najmniejszego problemu, a darmowe mapki z ich lokalizacjami i opisami można dostać w każdym punkcie turystycznym, sklepie, stacji benzynowej ... Świetnie mają to zorganizowane.
     Tym razem trafiliśmy na miejsce tuż przy plaży i po obiadokolacji mieliśmy dwie minuty spacerku, aby zobaczyć zachód słońca.


     Siedzieliśmy sobie tak na wysuszonym pniu i podziwialiśmy zmieniające się co parę minut widoki.




     Szum wody i huk rozbryzgujących się o kamienie fal śpiewały nam morską kołysankę, aż chciało się zasnąć bezpośrednio na plaży ...

1 komentarz:

  1. Zachody Słońca zupełnie jak z mojego okna kuchennego. Reszta - wiadomo! Całusy WIELKANOCNE!!! Wasz Michał

    OdpowiedzUsuń