sobota, 14 stycznia 2012

Woda spada, szczęka opada

     Miasteczko Palenque bardzo przypadło nam do gustu i chwilkę tu pobędziemy. Jest niewielkie, typowo turystyczne, z dobrymi ofertami dla bardziej ekonomicznie podróżujących, czyli w sam raz dla nas.
     Po obejrzeniu ruin miasta Majów przydałoby się odrobinę zrelaksować oraz nacieszyć ciało i duszę tutejszym ciepełkiem. Gdyby tak jeszcze jakaś orzeźwiająca woda się znalazła w okolicy... Mówisz i masz - jak to się rzecze.
     Kilkanaście kilometrów busikiem i wysiadamy u stóp malowniczo położonego wodospadu Misol-Ha. Woda spada tu z wysokości ok. 25 m do sporego jeziorka. W otoczeniu bujnej zieleni tworzy się piękne miejsce do relaksu.


     Po pokonaniu krótkiej ścieżki można wejść za wodospad i podziwiać to zjawisko z innej perspektywy. Tutaj bardziej słychać wodną kaskadę, a kropelki rozbryzganej wody przyjemnie chłodzą podczas upalnego dnia.



     Ścieżka za wodospadem kończy się w jaskini, z której również wypływa woda. Bez latarek daleko się nie wejdzie, ale kilka kroków zrobiliśmy. W dodatku na jednym z głazów znaleźliśmy ślady praprzeszłości.



     Droga powrotna była bardziej widokowa.


     Na mokrych kamieniach trzeba było uważać na każdy krok, a buty nie zostawały suche. No chyba, że ktoś lubi na boso...


     Miejsce naprawdę urocze, ale za dużo turystów, a za mało wody dla wszystkich do moczenia pupy. Dlatego pojechaliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów dalej, do miejsca, gdzie podobno można się swobodnie wykąpać. Busik wspinał się dzielnie pod górę, a pan kierowca miał raczej ciężką stopę. Zakręt za zakrętem, dżungla nie ustępuje, małe i nieliczne wioski po drodze, widoczki wspaniałe. 
      Jakieś 40-50 minut jazdy i jesteśmy u celu. Miejsce przygotowane na tłumy odwiedzających - stragany, pamiątki, owoce, soki, obiadki. O tak! Obiadek bardzo chętnie. Zamawiamy w ceratkowej restauracji dwa zestawy za rozsądne pieniążki, wciągamy je (jak zwykle w Meksyku) ze smakiem i idziemy do głównej atrakcji. Dosłownie już po chwili ukazują się pierwsze kaskady Aqua Azul.




     Nazwa trafiona w dziesiątkę, bo woda jest tu rzeczywiście wyjątkowo niebieska, z odcieniami zieleni i turkusu, w zależności od głębokości miejsca. Szczęki nam opadły z zachwytu, a to dopiero początek. Idziemy oblepioną straganami ścieżką w górę rzeki. Chociaż na całej długości Aqua Azul jest podobno ok. 500 wodospadów, to nam się wydaje, że są ich tysiące. Mniejsze, większe, całkiem malutkie jak i duże. Zagłębienia w tarasach utworzonych przez skałki wyglądają jak niezliczone, prywatne jacuzzi czekające na chętnych. 



     Tu jeszcze kąpać się nie wolno. Musimy wejść wyżej, gdzie w bezpiecznych miejscach można skorzystać z orzeźwiającej kąpieli. Kolor wody to zasługa znajdujących się w niej minerałów, na szczęście bezzapachowych. Miejsce kąpielowe nadzorowane jest oczywiście przez ratownika. Plecaki i ciuchy zostawiamy jak wszyscy, na brzegu pod drzewem. Bez obawy - kilku panów ochroniarzy dzielnie pilnuje wszystkich dobytków a ich wyposażenie na pewno odstrasza potencjalnych chętnych na cudzą własność. Widok z góry powoduje u nas totalny opad szczęki. Tak! Zamoczyć tyłek w takim miejscu to naprawdę sama rozkosz! A woda wcale nie taka bardzo zimna, choć to przecież górska rzeka, a głębokość tego jeziorka dochodzi miejscami do 3 m.



     Oj! Cudne to miejsce, a ilość wodnych baseników gwarantuje znalezienie spokojnego zakątka do odpoczynku. Tego nam było trzeba!

1 komentarz: