środa, 11 stycznia 2012

Gdzie zimują motyle

     Na tą wycieczkę mieliśmy wybrać się z miasta Meksyk, ale choroba zabrała nam tam kilka cennych dni. Mimo tego stwierdziliśmy, że nie odpuścimy takiego punktu programu. Wróciliśmy jakieś 170 km na zachód do Zitacuaro, aby stamtąd dotrzeć do niesamowitego miejsca.
     Najpierw rozklekotanym busikiem dojechaliśmy do Angagueo. Stamtąd jeszcze trzeba się dostać wysoko w góry. Miejscowa podwózka okazała się być dziwnie droga, więc postanowiliśmy pokonać trasę pieszo. Dawno nie chodziliśmy po górach, więc tym bardziej chętnie się przejdziemy. Miejscowi powiedzieli, że to jakieś dwie godziny marszu. Stromo i gorąco, ale widoki warte są każdej kropli potu. Wyruszyliśmy z miasteczka w oddali...


     Dobrze, że zawsze mamy ze sobą coś do picia. Mimo zmęczenia cieszymy się z tak pięknych okoliczności przyrody.



     Jesteśmy na wysokości ok. 3000 m n.p.m., a tu nadal gęsto zaludnione tereny. W dodatku pola uprawne, głównie kukurydzy. W takich warunkach nawet w XXI wieku sprawdzają się stare sposoby przygotowania ziemi pod zasiew.



     Przeszliśmy już kawał drogi, a końca nie widać. Jedzie jakiś bus, więc spróbujemy wysokogórskiego stopa. Po chwili zawahania kierowca się zatrzymał i zabrał nas ze sobą. Okazało się, że wiezie kilku turystów z Francji i Kanady, którzy wykupili wycieczkę z miasta Morelia. Są pełni podziwu dla naszej wspinaczki (ponad połowa drogi!) i nie biorą nic za podwiezienie. Ufff! Złapaliśmy trochę oddechu w samochodzie, który wiózł nas jeszcze dobre kilkanaście minut. Anglojęzyczny pan kierowca doradził nam, jak się później stamtąd wydostać i poszliśmy kupić bilety wstępu.
     Tak! To jest nasze miejsce docelowe – Santuario El Rosario, położone na wysokości ok. 3300 m.


      Podobnych miejsc jest w okolicy kilka, ale nie do wszystkich można wejść.
    Tutaj co roku zimują miliony motyli Monarcha, które przylatują w to miejsce aż z Kanady i USA. Do pokonania mają więc nawet ponad 3000 km. Wierzyć się nie chce, że te niewielkie istoty pokonują dziennie nawet do 120 km odległości!!!


    Od głównego wejścia trzeba jeszcze pieszo pokonać jakieś 1,5 km pod górę. Zwiedzający idą obowiązkowo w towarzystwie przewodników, którzy pilnują, aby nie przeszkadzać motylom. Nie można nic jeść, dotykać motyli, zrywać roślin czy schodzić z wyznaczonych ścieżek. Porozumiewamy się tylko szeptem. Wcześniejsza wędrówka dała nam trochę w kość i teraz musimy lekko odpoczywać po drodze. Młodziutka przewodniczka trochę się z nas śmieje, ale my też obracamy wszystko w żart i jest wesoło.
     Niebawem zaczynają pojawiać się pierwsze motyle. Niewielkie, może 8 cm rozpiętości skrzydełek, cudownie pomarańczowe z czarnymi wzorkami. Jest ich coraz więcej.
     Po kilkudziesięciu minutach przewodniczka oznajmia nam, że dotarliśmy do serca rezerwatu. Podnosimy głowy i nie wierzymy własnym oczom. W promieniach słońca mienią się tysiące pomarańczowych punkcików... Słychać hałas motylich skrzydełek... Bajka!!!



     Motyle przylatują tu pod koniec listopada i zostają do marca. Później wracają do swoich letnich posiadłości w Kanadzie i USA. Grudzień i styczeń to dla nich czas odpoczynku, dlatego większość uczepiona jest drzew i relaksuje się w bezruchu. Pnie, gałęzie, liście – wszystko oblepione jest milionami motyli. Gałęzie potężnych sosen wyglądają jak obumarłe.
     Ile waży pojedynczy motylek? Właściwie prawie tyle co nic. Ale miliony motyli na jednym drzewie to już ogromny ciężar, pod którym uginają się, a czasem nawet łamią grube gałęzie.




     Stanowiska odpoczynku motyli odgrodzone są plastikową taśmą od tłumów nadpobudliwych turystów. Rezerwat jest ściśle chroniony i miejscowi bardzo dbają, aby nie burzyć spokoju i naturalnego środowiska monarchy. Ale bardziej ciekawskie motyle przylatywały pod sam nos równie ciekawskich widzów.




     Kiedy słońce chowało się za chmury, fruwające motyle w jednym momencie dołączały do swoich śpiących towarzyszy. W grupie cieplej, a na tej wysokości jest tylko odrobinę powyżej zera. My też ubraliśmy nasze cieplejsze wdzianka, bez których zgrzytalibyśmy zębami. Fruwający spektakl zaczynał się ponownie z kolejnymi promieniami słońca. Oprócz trzepotu skrzydełek słychać było jeszcze westchnienia zachwytu motylich gości.




    USA, Kanada i Meksyk wspólnie działają na rzecz ochrony motyli monarcha i ich zimowych rezydencji. Nie do końca wiadomo, dlaczego akurat tutaj przylatują co roku, jak trafiają w to samo miejsce i skąd wiedzą, kiedy czas wracać. W tutejszych lasach corocznie zimuje ok. 14 milionów(!!!) motyli monarcha. Ich pomarańczowe widowisko przyjeżdżają co roku oglądać rzesze turystów z całego świata. Jesteśmy pewni, że dla wielu będzie to jedno z najcudowniejszych przeżyć, jakie mieli szczęście doznać w swoim życiu. Dla nas na pewno będzie to niezapomniany, bajkowy dzień... Wcześniej nigdy nie przypuszczaliśmy, że będzie nam dane zobaczyć miejsce, gdzie zimują motyle...


1 komentarz: