Wydostać się z Wawa nie było łatwo. To jedno z najdłuższych oczekiwań na transport - prawie 3 godziny, niekoniecznie w takim ładnym słoneczku...
Nosy mieliśmy już mocno czerwone z zimna. I chyba tylko z litości zatrzymały się dwie starsze, francuzkojęzyczne panie, które podwiozły nas jakieś 40km. Lepsze to niż nic - przynajmniej się troszkę ogrzaliśmy w autku. Panie wysadziły nas pośrodku niczego - tylko droga, lasy i znaki przydrożne.
Jeśli tu też przyjdzie nam tak długo czekać, to chyba będziemy nocować z niedźwiedziami, łosiami i wilkami. Napis znaleziony na słupie też nie napawał optymizmem. Ktoś kiedyś przed nami utknął tutaj chyba na dłużej przy łapaniu stopa ;-)
Szybko nie poszło, ale kolejna pani podwiozła nas kolejne 50km. I tak małymi skokami do przodu... ale przynajmniej jedziemy. Do White River dotarła też przed nami cywilizacja - ciepła herbatka i ciepła przegryzka rozgrzały nas od środka. Tego nam było trzeba.
Do naszego miejsca docelowego jeszcze daleka droga. W tym tempie czarno to widzimy... Ale najwyraźniej przyszła pora na nagrodę za trudy dzisiejszego dnia. Błyskawicznie złapaliśmy stopa. I to wymarzonego! Ogromna ciężarówka z dłuuugą naczepą, tonami ładunku za plecami i do tego jadąca dalej niż potrzebujemy ;-)
Z wysokości takiej kabiny inaczej postrzega się świat. Żaden łoś na drodze nie jest nam straszny.
Cudny zachód słońca nad Jeziorem Górnym na zakończenie dnia. Zasłużyliśmy...
Z przesympatycznym i bardzo dużym kierowcą ciężarówki rozstaliśmy się w Nipigon.
Miasteczko słynie m.in. z murali, namalowanych pod koniec zeszłego stulecia przez profesjonalnego artystę o polsko brzmiącym nazwisku - Dan Sawatsky (Sałacki???). Poza Kanadą jego murale można zobaczyć tylko w USA i Japonii.
Najładniejszym nowym budynkiem w Nipigon w naszym rankingu została biblioteka, a najładniejszym starym - poczta.
Jest tutaj spora marina, która w sezonie pewnie tętni życiem i rozbrzmiewa kanadyjskimi szantami. Jest to bowiem początek szlaku wodnego przez Wielkie Jeziora aż do Atlantyku. Raj dla żeglarzy i wszelkich wodniaków.
A dokąd udamy się jutro? Może gdzieś tam?...
Moi drodzy! Może nie zazdroszczę Wam oczekiwania na transport w chłodzie i deszczu,ale nagrody w postaci oglądania wszelkich cudów natury i cywilizacji,z jakimi się stykacie podczas tej podróży,zazdroszczę Wam jak diabli. Dzięki za tego bloga,który pozwala mi choć w małym stopniu towarzyszyć Wam w tej wyprawie,na która ja bym pewnie się nie odważyła. Pozdrawiam Was ciepło i serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za miłe słowa i zapraszamy do dalszej podróży z nami ;-)
OdpowiedzUsuń