piątek, 21 października 2011

NRRT...

     ... czyli Nipigon River Recreation Trail. Ten szlak turystyczny wzdłuż rzeki i jeziora Nipigon bardzo chcieliśmy zobaczyć na żywo. Ciągnie się prawie 10km i podobno jest bardzo widowiskowy. Zaczyna się w marinie w Nipigon i kończy w marinie w Red Rock.
     Prowiant spakowany, słoneczko pięknie świeci, cały dzień przed nami - no to w drogę. Początek niezbyt trudny. Taka ścieżka przez las, ale kręta i z tabliczkami opisującymi tutejszą faunę i florę.  Pierwszy punkt widokowy przypomina nam trochę mazurskie zarośla, tylko skala nieco większa.


     Szlak poprzecinany jest wszelkiej szerokości rzeczkami i strumyczkami. Nad większymi są mostki, mniejsze pokonuje się po kamieniach lub rozłożonych kładkach. Widoczki zawsze piękne.


     Tymczasem to troszkę ścieżka edukacyjna dla dzieci lub szlak dla mało wymagających turystów. Dla nas trochę nudnawo, mimo pięknych okoliczności przyrody. Znajdujemy jednak na trasie "drzewo hubowe" i całe połacie widłaka, który w Polsce jest pod ścisłą ochroną.



    Na szczęście coś się zaczęło dziać i zaczęło się robić trudniej. Trzeba było czujnie wypatrywać szlaku, ponieważ nie była to już dobrze wydeptana ścieżka. Zaczęliśmy wyraźnie wchodzić pod górkę i teraz wcale nie było nam już zimno ;-)


     Tutejsze lasy są bardzo gęste i przedzieranie się przez nieprzygotowany przez innych ludzi teren może być naprawdę trudne. W razie spotkania z misiem nawet nie byłoby dokąd uciekać, bo zaraz zaplątalibyśmy się pewnie w dzikie chaszcze.


    Zmęczeni długim podejściem stanęliśmy przed wysokimi, stromymi schodami. Przygotowane są co prawda dla ułatwienia wędrówki, ale trzeba było najpierw złapać oddech. Przed nami ok. 260 schodków. Widok z górnego podestu osłodził nam jednak trudy.


     Druga połowa trasy podobała nam się więc znacznie bardziej. Była trudniejsza, bardziej wymagająca i bogatsza w punkty widokowe. Ogromna przestrzeń, jaką ukazywały, przyprawiała o zawrót głowy. Niesamowicie musi to wyglądać z samolotu - taka ilość jezior do zobaczenia chyba tylko w Kanadzie.




     Końcówka szlaku pozwala na odpoczynek. Kilka razy wystraszyły nas wszędobylskie wiewiórki, wyskakując niespodziewanie nie wiadomo skąd. Niebawem ukazuje się też Red Rock, do którego zmierzamy.



    Przejście szlaku zajęło nam ok. 3,5 godziny, czyli dokładnie tyle, ile napisali w broszurce informacyjnej. Kilometry czujemy w nogach, a tu jeszcze trzeba wrócić do Nipigonu. Tymczasem popasik dla wzmocnienia i zastanowienia się, jak wracamy. Zwykłe kanapki z żółtym serem i pomidorem smakują teraz wyśmienicie. Banan na deser i decydujemy, że spróbujemy złapać stopa powrotnego, aby nie wracać tą samą trasą przez kolejne 3,5 godziny. Na szczęście szlak skończył się blisko drogi do Nipigonu. Wychodzimy coś złapać i o dziwo zatrzymuje nam się pierwszy przejeżdżający samochód.
     Uufff! Piętnaście minut i jesteśmy w domku Tashy, u której nocujemy. Ciepły obiadek i krótka drzemka regeneracyjna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz