piątek, 14 października 2011

Deszczowo...

     Pogoda już bardziej jesienna. Dzisiaj tylko 13 stopni i lekko pada deszcz. Czekamy więc chwilę pod zadaszeniem, aby nie przemoczyć się na początku dnia. Czujemy się trochę jak w "Przystanku Alaska". Miejscowi nas pozdrawiają, życzą szczęśliwej podróży. Rodzinka ciągnie samochodem przyczepkę z psami i wózeczkami do wyścigów psich zaprzęgów. Chyba wszyscy tu się znają, a my jesteśmy dla nich nie lada atrakcją. 
     Przestaje nieco padać i przechodzimy na drugą stronę skrzyżowania na nasze miejsce startowe. Jedzie tędy dużo ciężarówek, ale one się nie zatrzymują. Czasami tylko zatrąbią do nas z pozdrowieniem. Po drugiej stronie drogi stoi lekko zapomniana restauracja o groźnie brzmiącej nazwie "Dragonfly", a po naszemu po prostu "Ważka". Może też zamknięta już po sezonie? Mija około godzinki od rozstania z Timem. Znowu coś siąpi z nieba, zimno, mokro, nie można postawić ciężkich plecaków na ziemi... Nagle z "nieczynnej" restauracji wychodzi przystojny chłopak w kelnerskim fartuszku, z dwoma kawami w plastikowych kubkach i idzie w naszą stronę. "Przyniosłem wam gorącą kawę na rozgrzewkę. Zimny dzień dzisiaj mamy. Powodzenia!" Przechwyciliśmy kubki w zmarznięte dłonie, mocno zdziwieni wydukaliśmy tylko z uśmiechem "Wielkie dzięki!" i pan zniknął w restauracji. Kolejny dowód gościnności Kanadyjczyków w małych miasteczkach. Jesteśmy wdzięczni!
     Dwie, może trzy minuty po wręczeniu nam kawy zatrzymał się wielki camper. Mamy transport bezpośrednio do Sault. Ste. Marie, czyli znowu ok. 200km. Młodziutka para niemiecko - szwajcarska. Jadą aż do Vancouver. Są w dwumiesięcznej podróży dookoła świata z lotniczym biletem RTW (Round the World). Mają miesiąc na Kanadę, chwilkę na Fidżi, kilka dni w Australii i kilka dni w Tajlandii. Planując podróż i wypożyczenie campera zapomnieli doliczyć koszty paliwa na kilka tysięcy kilometrów po Kanadzie. No i teraz muszą się żywić zupkami chińskimi, aby wystarczyło funduszy. Samo życie... Po drodze znowu przecudne widoczki, a oni ani razu nie zatrzymują się, żeby zrobić fotkę. No przecież pada deszcz, a w camperze ciepło i sucho. No cóż - my byśmy się chętnie zatrzymali, ale każdy podróżuje jak lubi...
     W Sault Ste. Marie znajdujemy przyzwoity nocleg i uzupełniamy zaopatrzenie w markecie. Niestety pogoda fatalna. Leje jak z cebra i nie bardzo można zwiedzać miasteczko, o stopie już nie wspomnę. I tak zapowiadają na najbliższe dni... Mamy nadzieję, że ich prognozy się mylą. Tymczasem deszcz, deszcz, deszcz...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz