poniedziałek, 9 lipca 2012

Skuterkiem po Chiang Mai

     Z Kanchanaburi nie ma bezpośredniego transportu autobusowego na północ kraju. Trzeba wrócić do Bangkoku i stamtąd wydostać się dalej. Do stolicy dotarliśmy szybko, tanio i bezproblemowo. Tam okazało się, że musimy przejechać na drugi koniec miasta, gdyż autobusy do Chiang Mai odjeżdżają tylko z tamtego dworca. Komunikacją miejską jeździliśmy po mieście ponad godzinę, aby dotrzeć na odpowiedni dworzec. Kupiliśmy bilety na nocny kurs i mieliśmy jeszcze chwilkę czasu do zagospodarowania.
     W poczekalni przysiadło się do nas dwóch starszych panów. Jeden siedział jak mysz pod miotłą, a drugi postanowił poćwiczyć swój angielski, którego niedawno zaczął się uczyć. Obecnie Pan Taj ma 74 lata, wyglądał na 20 mniej i zdradził Grzesiowi sekret wiecznej młodości. "Musisz mieć zawsze młodą żonę." Powiedział z uśmiechem nieświadom, że właśnie tego dnia była nasza rocznica ślubu ;-)
    Z rozmieszczonych na dworcu ekranów telewizyjnych rozległa się nagle podniosła muzyka, w tle pojawiły się postaci pary królewskiej i wszyscy powstali z krzeseł. My również, bo domyśliliśmy się, że to pewnie hymn Tajlandii i trzeba być miłym dla gospodarzy. Po chwili chaos dworcowy powrócił, a my zapytaliśmy naszego starszego rozmówcę, jakie dzisiaj obchodzą święto, że telewizja tak hucznie je obchodzi. Odpowiedź nieco nas zaskoczyła, gdyż żadnego święta nie było. Codziennie telewizja kilkukrotnie emituje spoty wychwalające panującego króla i jego rodzinę i wszyscy pokornie oddają mu hołd. Fakt - wizerunki króla, a czasem też jego małżonki, są tu po prostu wszędzie. Przy wjeździe i wyjeździe z miasta, miasteczka, wioski, w hotelach, sklepach, na słupach, po środku ronda, w knajpie, na budynkach, w każdej nawet najbardziej zapuszczonej bambusowej chatce czy nowoczesnym apartamencie. Król Bhumibol Adulyadej jest ponad wszystko i nawet nie można pomyśleć o nim źle. Za jego krytykę przewidziana jest nawet kara pozbawienia wolności do kilkunastu lat! Że jego podobizna jest na wszystkich banknotach, to już chyba oczywiste ...


     Mądrzejsi o jeszcze kilka innych faktów z życia Tajów podziękowaliśmy miłemu panu za rozmowę i wsiedliśmy do naszego autobusu. Chociaż po ostatnich doświadczeniach wypatrywaliśmy stada karaluchów, to tym razem było zupełnie inaczej. Czyściutko, poduszki, koce, podano nam kolację, napoje, śniadanie ... A bilet tani jak barszcz! Czyli jednak można nawet w tak sprzyjającym robactwu klimacie utrzymać wszystko w należytym porządku ...
     Rano całkiem wypoczęci wysiedliśmy w Chiang Mai, największym mieście północnej Tajlandii. Założone w XIII wieku szczyci się bogatą historią oraz wieloma zabytkowymi budowlami. Między innymi starymi murami miejskimi i fosą.


     W mieście znajduje się też około 300 świątyń buddyjskich, jedna ładniejsza od drugiej. Aby ułatwić sobie zwiedzanie miasta i okolicy wynajęliśmy tym razem skuter. Oszczędził nam chodzenia, organizowania transportu, a przede wszystkim dał niesamowitą dawkę frajdy poruszania się na dwóch kółkach ;-)))


     Na wzgórzu kilkanaście kilometrów za miastem znajduje się Wat Prathat Doi Suthep. Wejścia do świątyni strzegą kolorowe smoki (podobne będą się jeszcze pojawiały w innych watach tego regionu).


     Świątynia jest przebogato zdobiona, kapie złotem, dekoracjami oraz zachwyca ilością wszelkiego rodzaju podobizn Buddy, między innymi Szmaragdowego.



     Centralnie umiejscowiona złota stupa tak bije blaskiem, że aż trzeba zmrużyć oczy ...


     W tłumie nie zawsze cichych turystów wierni modlą się na różne sposoby. Szczerze mówiąc nie wiem, jak im nie przeszkadza taka komercjalizacja ich świątyń i brak spokoju podczas modlitw ...




     Detale dekoracji są niesamowite, a uroku wszystkiemu dodają jeszcze pozawieszane złote serduszka, z wypisanymi intencjami modlitw.



     Tuż przed świątynią odbywały się pokazy tajskich tańców w wykonaniu dzieciaków. Cudne stroje i egzotyczna jak dla nas muzyka przyciągały uwagę turystów, ale małe tancerki raczej nie były szczęśliwe z powodu powierzonego im zadania.


     Z dziedzińca świątyni rozciąga się za to niesamowity widok na rozległe Chiang Mai.


     Skuterkiem pojeździliśmy jeszcze po okolicy, aby nacieszyć się wiatrem we włosach i widokami na wspaniałe, górskie krajobrazy.


     Wieczór spędziliśmy oczywiście na nocnym bazarze, a kolejnego dnia objeździliśmy kilka świątyń na terenie miasta. Ich nazwy są dla trudne do zapamiętania, a i same, podobne do siebie budowle mieszają nam się w głowach. Nie będę więc tymczasem przytaczała ich nazw, aby nie narobić zamieszania. Wczesnym rankiem spotkaliśmy mnichów chodzących po mieście i tradycyjnie zbierających od wiernych jedzenie.


     Inni mnisi odprawiali już poranne modły. Był to dla nas widok niecodzienny i przez to dosyć nierzeczywisty.


     Niestety dwie minuty po wykonaniu powyższego zdjęcia wparował do świątyni autokar turystów i czar prysł ;-( Kolejni panowie w pomarańczowych szatach podjechali do świątyni tuk-tukiem i też to jakoś nie pasowało do tradycyjnych korzeni i naszych wyobrażeń ...


     Buddyjskie świątynie kryją przed nami wiele tajemnic i trudno się odnaleźć w tutejszej symbolice i "przyrządach" modlitewnych.




     Dzielnie docieraliśmy jednak naszym jednośladem do kolejnych miejsc.


     Nietypowa okazała się bardzo stara, tajemnicza i trochę zapomniana Świątynia Słoni.



     A że w cieniu słoni wypoczywa się wyśmienicie wiedzą nawet tutejsze koty ;-)


     Chociaż do wieczora było jeszcze sporo czasu, to niektóre świątynie zamykały już swoje wrota przed ciekawskimi spojrzeniami turystów.


     Mijał też czas wypożyczenia skutera i z przykrością musieliśmy go oddać. Przydałby nam się taki na całą wyprawę ;-) Na piechotę udaliśmy się jeszcze na wieczorny, niedzielny market. Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż taki wielki i że będzie można na nim kupić tyle ręcznie wykonywanych przedmiotów. 



     Kolejny raz było nam żal, że jeszcze nie możemy się obkupić, aby tego wszystkiego nie dźwigać ...

1 komentarz:

  1. No tak! Skutera jeszcze nie było! Narkomani dwóch kółek!!!
    Oczywiście - wszystkiego co najlepsze z okazji WIADOMEJ rocznicy.
    Grzegorzu - Renata WIECZNIE MŁODA!!!
    Całusy...
    Michał

    OdpowiedzUsuń