czwartek, 12 lipca 2012

Białe szaleństwo

     Po śniadaniu i obowiązkowej kawce wsiedliśmy do kolejnego busa, aby dojechać w następne miejsce na mapie naszej podróży. Przemieszczanie się busami czy też autobusami jest dla nas najnudniejszą formą zmiany lokalizacji, ale jednocześnie w miarę wygodną i stosunkowo tanią. No cóż - wszystkiego mieć nie można ... Ważne, że szczęśliwie jedziemy do przodu ;-)
     Po postoju na posiłek przyszedł czas na półgodzinną przerwę w miasteczku nieopodal Chiang Rai. Celem jest zwiedzenie Białej Świątyni. Jej twórcą jest kontrowersyjny, znany nie tylko w Tajlandii artysta - Chalermchai Kositpipat. Budowa świątyni rozpoczęła się zaledwie pięć lat temu, a już dzisiaj ściągają do niej tłumy turystów. Powód - jest zupełnie inna niż tysiące świątyń buddyjskich w Tajlandii. Po pierwsze - jest cała biała, oklejona małymi lustereczkami cudownie odbijającymi światło. Po drugie - nowoczesne spojrzenie autora na Buddyzm zaowocowało nowymi, szokującymi czasem elementami. Po trzecie - w całym tym szaleństwie została dokładnie odzwierciedlona symbolika buddyjsko-hinduistyczna.
     Wrażenie, jakie Wat Rong Khun robi na przybyszach, jest niesamowite. Na pierwszy rzut oka wygląda jak baśniowy pałac z lodu i śniegu. Nie można od niej oderwać oczu ...


     Z bliska wszystko nabiera powoli zupełnie niebajkowego charakteru. Już przed wejściem "witają" nas mało sympatyczne głowy zawieszone na drzewie, whiskey w niecodziennej oprawie oraz Predator.




     Podchodząc bliżej głównej świątyni trzeba przejść przez most prowadzący nad lasem rąk i innych dziwnych tworów. Ten fragment bardziej skojarzył nam się ze "świątynią zagłady" niż czegokolwiek innego.


     Zamiast tradycyjnych smoków wejścia do świątyni strzegą nieproporcjonalne "brzydale".


     Są też figury bardziej przypominające ludzkie rysy i mniej przerażające swoim wyglądem.


     W środku świątyni obowiązuje całkowity zakaz fotografowania, a panowie strażnicy pilnują jego przestrzegania. Cały czas trwają tu prace wykończeniowe. Na ścianach, kolumnach i suficie malowane są kolejne wizje artysty. Pomiędzy wyobrażeniami Buddy wkomponowane są postaci Spidermana, Batmana, Noe z "Matrixa", płonące wieże World Trade Center, sceny z "Gwiezdnych Wojen" czy "Star Trek'a" i wiele innych, nie spotykanych w innych świątyniach malowideł. Wychodząc stamtąd większość ludzi ma mieszane uczucia i nie do końca wiadomo, czy nam się to podoba czy nie i co właściwie autor miał na myśli ... 
     W pobliżu już bardziej tradycyjne dla tutejszych świątyń miejsce, gdzie można powiesić srebrne serduszka z wypisaną intencją. Są ich tu już tysiące ...


     Uwagę wszystkich przykuwa również złoty budynek, równie misternie zdobiony jak cała reszta. Turyści stając przed nim doszukują się w jego elementach niestworzonych rzeczy, a okazuje się, że jest to po prostu ... toaleta ;-)


     Pomysł i wykonanie całego projektu leży w całości po stronie szalonego artysty. Jego zamysłem było stworzenie tego miejsca jako daru dla Buddy i całego narodu tajskiego. Ponadto Biała Świątynia ma być dziełem jego życia i zapewnić mu nieśmiertelność. Wygląda na to, że powyższe zamierzenia zostały zrealizowane z nawiązką. Jeśli świątynia robi na etapie budowy takie wrażenie, to po jej ukończeniu zapewne stanie się jedną z głównych i najbardziej rozpoznawalnych atrakcji Tajlandii. Sami jesteśmy ciekawi, jak to będzie wyglądało za kilka lat? Na pewno sprawdzimy to przy następnej wizycie w tym gościnnym kraju ;-)


     Tymczasem nocleg nad brzegami Mekongu i jutro nietypowa podróż ...

2 komentarze:

  1. No, nie za bardzo mi się to podoba. Ale wiecie... Z daleka to może i ładnie wygląda!
    Pozdrowienia.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  2. My też do końca nie wiemy, czy nam się to podoba, ale na pewno robi na każdym niesamowite wrażenie. Znając symbolikę buddyjską można łatwiej pojąć zamysł artysty, ale to już dla wtajemniczonych ;-)

    OdpowiedzUsuń