czwartek, 2 lutego 2012

PADI

     Będąc na wyspie Caye Caulker Grześ całkiem niespodziewanie spełnił jedno ze swoich wielkich marzeń. Ponieważ w wodzie czuje się jak ryba, marzył aby zdobyć uprawnienia do nurkowania i zobaczyć kawałek podwodnego świata.
     Na wyspie okazało się, że można tutaj zrobić kurs PADI – Open Water Diver. To taki podstawowy kurs nurkowania rekreacyjnego. Cena niższa niż w Polsce, kurs trwa 4 dni, a na dodatek nurkuje się w Morzu Karaibskim, na drugiej co do wielkości na świecie rafie koralowej. Chociaż nie mieliśmy tego kursu w planach, to przekonałam go, że lepszych okoliczności przyrody do ukończenia takiego kursu nie znajdzie. No chyba, że woli to zrobić po powrocie do kraju w jakimś zamulonym jeziorku albo zalanym kamieniołomie.
     Argumenty poskutkowały i Grześ stał się z dnia na dzień uczestnikiem kursu. Dostał książkę z wiedzą teoretyczną do poduszki i kalkulator ułatwiający zaplanowanie nurkowania w komplecie. W grupie była jeszcze para z Holandii, więc niemal prywatny tok nauczania. Oczywiście na początek trochę teorii. Film instruktażowy i zajęcia prowadzone przez przesympatycznego instruktora – Henry'ego.


     Ideą kursów PADI jest nauczanie w praktyce, więc już kolejnego dnia wszyscy zapoznali się ze sprzętem. Najpierw na sucho na pomoście. Cały ekwipunek nurka to nielada ciężar, a i co do czego służy trzeba dobrze zapamiętać.


     Tego samego dnia pierwsze praktyczne użycie sprzętu w wodzie. Popłynęli na płytką wodę, w której przez kilka godzin ćwiczyli podstawowe umiejętności. Korzystanie z tego sprzętu nie jest takie super proste. Później, na głębokiej wodzie muszą być wszystkiego pewni. Wiele też się może zdarzyć, więc sytuacje awaryjne lepiej przećwiczyć, mając grunt pod nogami.


     Trzeciego dnia kolejne nurkowania. Utrwalanie umiejętności nabytych dnia poprzedniego, ale już na głębszej wodzie. W nagrodę podwodny spacer wśród koralowców i ich mieszkańców. Przypuszczam, że ryby bardziej bały się potworów w maskach, niż odwrotnie.


     Ostatni dzień to już czysta przyjemność nurkowania. Oczywiście powtarzania ćwiczeń i zdobywania nowych umiejętności nigdy za wiele. Ale końcówka dnia tylko rekreacyjna. Wszyscy zeszli nawet do 18 metrów głębokości i spokojnie podziwiali rafę koralową, przepływając przez jej kaniony. Cały podwodny świat na wyciągnięcie ręki.
     Kurs był jedną wielką przyjemnością. Henry okazał się bardzo doświadczonym nurkiem i profesjonalnym instruktorem. W dodatku potrafił przekazać swoją wiedzę w sposób rzeczowy i dowcipny jednocześnie. A Grześ do tej pory nie wierzy, że spełnił swoje marzenie i jest szczęśliwym, certyfikowanym nurkiem, na początku swojej przygody z nurkowaniem.


     Oczywiście zdobyte umiejętności i uprawnienia trzeba było przypieczętować w knajpie, w czym chętnie im towarzyszyłam.


     No i na plaży było już z kim i o czym pogadać ;-)


     Mówiliśmy Wam już, że marzenia się spełniają? Wystarczy im tylko nie przeszkadzać!

3 komentarze:

  1. Grzegorz! A gdzie podwodne zdjęcia? Nikt w Polsce nie uwierzy, że nurkowałeś na Karaibach. No i dlaczego Renacie nie pozwoliłeś ukończyć kursu?
    Pozdrowienia!
    Michał Wroński

    P.S. U nas minus 20 stopni!!! Brrrr...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasz aparat może nam się jeszcze przydać, a wodoodpornego nie mamy;-( Renata się krztusi pod prysznicem, więc daleko jej do nurkowania ;-)
    P.S. U nas pogoda też się psuje. Ochłodziło się do 25 stopni i zapowiadają deszcz ;-)
    Pozdrawiam. Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
  3. No to - po równo! U nas też 25 stopni! Minus...

    Michał Wroński

    OdpowiedzUsuń