czwartek, 13 września 2012

Bangko(k)niec

     Wyklikaliśmy już bilety powrotne i dopadła nas nutka melancholii. Ostatnie dni w Bangkoku zeszły nam na leniwym spacerowaniu po mieście i napawaniu się jego klimatem. Chociaż jest tu jeszcze masa ciekawych miejsc do zobaczenia, to woleliśmy zapamiętać to miasto z obrazków codzienności, niż kolejnych atrakcji. A życie w stolicy Tajlandii tętni całą dobę ...
     Udaliśmy się na weekendowy Chatuchak Market. Jest to jeden z największych weekendowych targów na świecie - osiem tysięcy stoisk i dwieście tysięcy ludzi przewijających się przez nie każdego targowego dnia mówią same za siebie. I rzeczywiście - przedsięwzięcie jest ogromne, ale nam nie do końca się spodobało. O wiele bardziej interesujący i naturalny był targ w wietnamskim Bac Ha. Tutaj to zupełnie inne targowisko - tysiące  stoisk z wszystkim i  z niczym, ceny mało atrakcyjne i widać wyszkolenie "pod turystów".




     Z ulgą przejechaliśmy do centrum miasta gdzie roi się od centrów handlowych. Można w nich kupić wszystko, również to co na Chatuchak Market, ale handel odbywa się w klimatyzowanych pomieszczeniach. Ponieważ Bangkok jest najgorętszym temperaturowo miastem na świecie - znacznie ułatwia to zakupy. A nowoczesna część stolicy również warta jest zobaczenia.




     Centra handlowe mają tu ogromne rozmiary, a ilość sprzedawanego w nich towaru mogłaby chyba zasilić całą Europę ;-)




     Innego dnia wybraliśmy się na Złotą Górę ze świątynią i złota stupą na szczycie.




     Całość o wiele ciekawiej prezentuje się z daleka, ale za to po wejściu na szczyt można podziwiać ciągnącą się po horyzont panoramę Bangkoku.



     Wracając stamtąd zerknęliśmy na piękną Wat Ratchanatdaram, ale ugotowani wysoką temperaturą odpuściliśmy szczegółowe zwiedzanie.


     Bangkok ma świetnie rozwinięty system komunikacji miejskiej. Funkcjonuje tu podziemne metro, naziemna kolejka Skytrain, autobusy, taksówki i tuk-tuki.


     Jeśli ktoś nie lubi ulicznych korków może poruszać się po mieście kanałami wodnymi za pomocą łodzi lub promów.



     Decydując się na przemieszczanie własnym napędem nożnym można za to zobaczyć, czym handluje się na tutejszych straganach. Taki widok zobaczyliśmy tylko w tym mieście.


     Hotelik znaleźliśmy tu w ciasnym zaułku nieopodal słynnej Khao San Road, na której bywaliśmy każdego dnia. I każdego dnia były tu takie same tłumy turystów, handlarzy, masażystów ...




     Każdego wieczoru na obu końcach ulicy ustawiały się obwoźne bankomaty i kantory w jednym, aby turyści nie musieli daleko szukać gotówki. Sprytne rozwiązanie!



     Wieczorne spacery brzegiem rzeki Menam pozwalały chwilę odsapnąć od zgiełku turystycznego centrum miasta.


     A tymczasem cóż? Wielkie pakowanie i oczekiwanie na poranny odlot ;-(((
     Odezwiemy się już z domu ;-)))

1 komentarz: