wtorek, 11 września 2012

Multidekoracyjnie

     W Pattaya nie zagościliśmy zbyt długo i zwinęliśmy manatki do Bangkoku. Stąd są najtańsze połączenia lotnicze z tej części Azji, więc chcąc nie chcąc (czytaj: nie chcąc!) będziemy polowali na tani bilet do domu ;-( Tymczasem chcemy jeszcze wykorzystać ostatnie dni na zobaczenie kilku atrakcji w tym mieście.
     Pełna nazwa Bangkoku - Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit  - wpisana jest do Księgi Rekordów Guinnessa jako najdłuższa nazwa geograficzna na świecie. W prostym tłumaczeniu znaczy ona - Miasto aniołów, wielkie miasto, wieczny klejnot, niezdobywalne miasto boga Indry, wspaniała stolica świata wspomaganego przez dziewięć pięknych skarbów, miasto szczęśliwe, obfitujące w ogromny Pałac Królewski, który przypomina niebiańskie miejsce gdzie rządzi zreinkarnowany bóg, to miasto dane przez Indrę, zbudowane przez Wisznu.  Uuufff! Jednak krótkie "Bangkok" jest wygodniejsze w codziennym użyciu ;-)))
     Dzisiaj poszliśmy zobaczyć ów Pałac Królewski, którego podobno będąc w tym mieście nie można pominąć. I jest to święta prawda - to trzeba zobaczyć na własne oczy!
     Większość kompleksu pałacowego pochodzi z końca XVIII w. Całość otoczona jest wysokim, białym murem długości prawie dwóch kilometrów. Ponad nim już z daleka widać dachy i wieże poszczególnych zabudowań. Po wejściu na teren świątynno - pałacowy dostajemy oczopląsu. Ilość zdobień, kolorów, wzorów, ceramiki, szkiełek, złota, kształtów ..... przyprawia o zawrót głowy. To zdecydowanie najbardziej udekorowane miejsce, w jakim byliśmy podczas tej podróży.




     Wszystko kapie złotem, a odbijające się od niego promienie słońca potęgują efekt i dosłownie oślepiają.




     Na każdym kroku stoją wszelkiego rodzaju kamienni wojownicy ...




     ... oraz multikolorowi giganci ...


     ... z groźnymi minami ...




     ... pilnie strzegący wejść do poszczególnych pomieszczeń. Jest tu tego tak wiele, że trochę pogubiliśmy się w nazwach. Poniżej na pewno jest zdjęcie Wat Phra Kaew, czyli Świątyni Szmaragdowego Buddy.


     Jest to najważniejsza świątynia buddyjska w Tajlandii, w której znajduje się niewielki (75 cm wysokości) posąg Szmaragdowego Buddy (wykonany z zielonkawego jadeitu) oraz cała masa innych wcieleń Buddy wykonanych ze złota, srebra, zdobionych drogimi kamieniami ... Niestety nie można tam fotografować ;-( Ale zewnętrzne zdobienia świątyni pozwalają wyobrazić sobie przepych panujący wewnątrz.




     Właściwie wszystkie budowle przyprawiają tu o zawrót głowy i nie wiadomo na co patrzeć.




     Trochę się powtarzam, ale ilość zdobień naprawdę rzuca na kolana ...




     Po tym wszystkim co zobaczyliśmy sam Wielki Pałac Królewski już nie robi aż tak ogromnego wrażenia, chociaż nadal zachwyca. Po tajemniczej śmierci swego brata w komnatach pałacowych obecny król przeniósł swoją siedzibę w inne miejsce - do pałacu Chitralada. Nadal jednak odbywają się tu ważne uroczystości królewskie i narodowe.


     Zwiedzać można tylko nieliczne pomieszczenia pałacowe, a i tak jest tam zakaz fotografowania. Dookoła zaś porządku pilnuje wielu, różnie umundurowanych, żołnierzy-strażników.




     Całość zajmuje ogromny obszar i przy tutejszych temperaturach człowiek ledwo dyszy po kilkugodzinnym zwiedzaniu. Trzeba mieć ze sobą dużą butlę wody dla orzeźwienia. Długie spodnie lub długa spódnica i bluzka z rękawami są obowiązkowym strojem podczas pobytu na terenie pałacowym. To zdecydowanie trzeba w Bangkoku zobaczyć i dobrze zarezerwować sobie na zwiedzanie sporo czasu (i energii). Cudowne, bajkowe, przebogato udekorowane miejsce ... Po zwiedzaniu pozostaje tylko paść na trawę w pobliskim parku w pozycji odpoczywającego Buddy i odzyskać siły do dalszego spacerowania po Bangkoku ...


1 komentarz:

  1. Pałac cudny!
    Jednak DO DOMU!DO DOMKU! DO SIERMIĘŻNEJ RZECZYWISTOŚCI!... Ale się nie chce, co?... A w Barze Teatralnym tłok i ścisk w porze obiadowej. Kupuję na wynos!
    Ale nie narzekam. W mojej ZIELONEJ MUSZLI - spokój...
    Czekam!
    Michał

    OdpowiedzUsuń