środa, 28 marca 2012

Ngauruhoe - "Góra Przeznaczenia"

     Wątpliwy zapach siarkowodoru wygonił nas z Rotorua dosyć szybko. W drodze na południe podziwialiśmy największe jezioro Nowej Zelandii – Taupo. Malowniczo położone dostarcza żeglarzom zapewne wiele frajdy z pływania po nim.


     Przemieściliśmy się zaledwie jakieś 120 km a krajobrazy zaczęły się diametralnie zmieniać. Wysokie góry wyrosły przed nami nagle, jak grzyby po deszczu. Znaleźliśmy kemping i postanowiliśmy cały następny dzień przeznaczyć na zwiedzanie Parku Narodowego Tongariro. Utworzony on został na rozległej równinie, na której królują dwa wulkany. Zbocza Ruapehu to zimowy raj dla narciarzy. Wyciągi, sztucznie dośnieżane trasy narciarskie, świetna baza noclegowo-gastronomiczna. Zimą pewnie jest tu tłoczno. Tymczasem odrobina śniegu tylko na samych szczytach.


     Najbardziej przyciąga jednak turystów drugi wulkan – Ngauruhoe. Wybraliśmy się na szlak, aby zobaczyć go w pełnej okazałości.


     Jeszcze parę kroków i oto jest ... Filmowa Góra Przeznaczenia z ekranizacji "Trylogii" Tolkiena. To tu zostały wykute pierścienie i tylko tu można je było zniszczyć.


     Wkurzona na marudzenie Grzesia chciałam nawet wrzucić tam mój ślubny "pierścień", ale ostatecznie zmieniłam zdanie. Jak przeznaczenie, to przeznaczenie ... Nic się już nie da zrobić ;-)


     Potężna równina rozpościerająca się u stóp Góry Przeznaczenia pomieściła liczne zastępy Orków.


     Ale żeby nie było tak strasznie i filmowo z pomocą zjeżdża na nartach wysportowany kiwi ;-)


     Rzut oka na Ngauruhoe od strony miasteczka Whakapapa pokazuje powulkaniczny krajobraz okolicy. Ilość i wielkość porozrzucanych głazów robi wrażenie.


     W Tongariro przygotowanych jest mnóstwo pieszych tras górskich o różnych stopniach trudności. Warto tu przyjechać na kilka dni i bliżej zapoznać się z cudownymi widokami. Nam wycieczka zleciała szybko i mocno zgłodnieliśmy po całym dniu na szlakach. W drodze powrotnej na kemping spotkała nas nieoczekiwanie krótka przerwa w podróży. Właśnie przepędzano stado owiec na inne pastwisko i trzeba było sympatycznym zwierzakom ustąpić pierwszeństwa na drodze.


     A nowoczesny pasterz wygląda jak poniżej, chociaż nadal korzysta z pomocy szczekających czworonogów.


     Chociaż dotychczas cała Nowa Zelandia nam się podobała, to brakowało tu czegoś rzucającego na kolana. Teraz to już nieaktualne. Park Tongariro uznajemy za pierwsze miejsce naprawdę godne polecenia i zapierające dech w piersiach. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.

2 komentarze:

  1. PRZEZNACZENIE! No, fajny ten nowozelandzki świat...
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie... mam fotke tego Kiwi na nartach :-)
    https://picasaweb.google.com/112137786658297732748/NowaZelandiaNewZealand#5362842563118606674
    czad, ze tam jestescie, no i ze macie duzo wiecej czasu niz my mielismy.
    Zapomnieliscie wspomniec o kierownicy w aucie ze "zlej strony" ;-)
    Pozdrowki i slonca, H.

    OdpowiedzUsuń