czwartek, 8 marca 2012

Panama City

     Aby zaoszczędzić trochę czasu po raz kolejny zdecydowaliśmy się pojechać autobusem turystycznym. Cena okazała się nawet rozsądna jak na 16 godzin jazdy. Dworzec trzy przecznice od hotelu, więc wszystko się dobrze ułożyło. Tylko ta cholerna klimatyzacja! Kierowcy nie reagują na prośby pasażerów, którym zwyczajnie jest zimno. "Zapłaciłeś za autobus z klimatyzacją, to masz. Nie możemy jej wyłączyć, bo jak ktoś zgłosi, że nie było klimy, to będziemy mieć problemy." Dobrze jest więc mieć coś cieplejszego pod ręką na taką podróż (niektórzy wręcz wskakują w śpiwory).
     Mniej więcej w połowie drogi znajduje się granica Kostaryka - Panama. Szybki stempelek po stronie Kostaryki i przechodzimy do okienka panamskiego. Kiedy grzecznie stoimy w kolejce, podchodzi pani, która wkleja nam do paszportów znaczki. Za chwilę pojawia się pan, który kasuje za te znaczki po jednym dolarze od osoby - to opłata wjazdowa do Panamy. Celnik w okienku bierze paszporty i prosi o bilety powrotne. Jakie bilety? Nie wiemy, kiedy i w jaki sposób będziemy opuszczać jego ojczyznę, więc żadnych biletów nie mamy. Pana to nie interesuje. Bilet powrotny lub na kontynuację podróży musi być i basta! Bez tego nikt nie wjedzie. Głupota przeokrutna, ale na przepisy nie ma rady. Amerykanin stojący za nami w kolejce podpowiada nam, że możemy wydrukować byle jaką rezerwację i oni to tutaj "łykają". Sam nie pierwszy raz tak robi ;-) Czyli jest szansa, że jednak wjedziemy. Idziemy do pobliskiej kafejki internetowej, którą właśnie zamykają. Błagamy jednak pana, że my rezerwacion boletos na frontere potrzebujemy i pan się nad nami lituje. Grześ szybko klika na jakieś przeloty i drukujemy niedokończoną rezerwację. Jeśli celnik zna angielski, to się połapie. Mamy nadzieję, że nie zna, bo nie chciał z nami gadać w tym języku. Podajemy paszporty z naszą "rezerwacją". Daty są, wylot z Panama City za pięć dni (policzył na palcach!), nazwisko jest, ceny biletów są. Stempelek, stempelek, następny proszę! Uuufff! Przeszło! Puszczamy porozumiewawcze oczko do naszego Amerykanina ;-)
     Teraz jeszcze wszyscy muszą zabrać bagaże z autobusu. Odprawa bagażowa w oddzielnym pomieszczeniu. Na niezbyt miłe polecenia obleśnego celnika ustawiamy walizy, torby, plecaki i co kto ma w dwóch rzędach i odchodzimy od nich na kilka kroków. Żołnierz wprowadza psa wyszkolonego w szukaniu narkotyków. Labrador obchodzi dwukrotnie wszystkie pakunki i obwąchuje je dokładnie. Na szczęście nie było wśród pasażerów przemytnika i możemy jechać dalej ;-) Okrywamy się szczelnie i zasypiamy...
     W Panama City wysiadamy na ogromnym, nowoczesnym terminalu autobusowym. Jest jeszcze ciemno, więc idziemy na kawę i czekamy do świtu, aby nie pałętać się po nocy. Chociaż walutą panamską jest balboa, to bankomaty na dworcu wypłacają tylko dolary amerykańskie. Można tu nimi wszędzie płacić, a przelicznik to 1:1, więc bezproblemowo. 
     Podjeżdżamy autobusem miejskim w okolicę obfitującą w noclegownie. Najtaniej nie jest, ale znajdujemy przyzwoity hotel. Spotykamy w nim rosyjsko-francuską parę, która przyjechała z nami tym samym autobusem z Kostaryki. Podzielają naszą opinię, że hostele wcale nie są najtańszą opcją, co sprawdziliśmy również w Panama City.
     Prysznic, drzemka po niewygodnej nocy i wyruszamy na zwiady po mieście. To chyba jedyna stolica w Ameryce Centralnej, w której znajdują się drapacze chmur. I to jakie!?


     Ten świderek, chociaż nie najwyższy, spodobał nam się najbardziej ;-)


     W międzyczasie zaglądamy do kilku miejsc, w których można znaleźć namiary na jachty pływające w interesującym nas kierunku. Pomiędzy Ameryką Centralną i Południową nie ma połączenia lądowego, a nie mamy zamiaru ani ochoty przedzierać się przez dżunglę z maczetami. Pozostaje więc woda lub powietrze. Zobaczymy, który transport uda nam się zorganizować - wolimy wodny ;-)
     Centrum biznesowe Panama City z oddali wygląda jeszcze bardziej imponująco. Widać, że dzięki Kanałowi Panamskiemu przepływają przez miasto nie tylko statki, ale i ogromne pieniądze.


     Co najmniej kilka drapaczy jest dopiero w budowie i za kilka lat Panama City będzie miała zapewne jeszcze ciekawszą panoramę miasta. Szkoda tylko, że w nocy całość nie wygląda już tak efektownie. Przydałoby się pomysłowe podświetlenie tych wieżowców.


     Jeżeli ktoś z blogowiczów ma pomysł lub doświadczenie, jak najtaniej wydostać się z Panamy, to bardzo prosimy o dobre rady ;-)

1 komentarz:

  1. Kurde, przecież macie ANIOŁA (ode mnie)! On was przeniesie na południe! Załatwiłem!!! MW

    P.S. U mnie niestety - bez zmian. Nie wychodzę z domu!

    OdpowiedzUsuń