czwartek, 15 marca 2012

Pa, pa Panama

     Większość czasu w Panamie upłynęła nam na poszukiwaniach rozsądnego transportu w dalsze części świata. Rozesłaliśmy kilka maili do właścicieli łódek przewożących turystów do Kolumbii. Pojechaliśmy też do Portobelo, skąd wiele takich jachtów startuje. Być może na miejscu dowiemy się więcej.
     Portobelo jest historycznym miasteczkiem. Są tu pozostałości dawnych fortów obronnych. A właściwie raczej ich niszczejących ruin.


     Do jego budowy użyto rafy koralowej, co w dzisiejszych czasach i ochronie tego cudu natury nie mieści nam się w głowach.


     Tymczasem na dziedzińcu fortu chłopcy zrobili sobie boisko do piłki nożnej.


     Przy jednym z domów siedziała małpka, a obok niej puszka na "napiwki dla małpy". Niestety małpeczka nie wyglądała na szczęśliwą, a gruby łańcuch doczepiony do jej szyi tłumaczył wszystko. Ludziska...


     Generalnie miasteczko wyglądało na biedne. Masa domów opuszczonych, brudno i nudno. Ale prawie każdy dom posiadał na dachu czerwony talerz łączności ze światem.


     Spotkaliśmy też taki środek transportu dookoła świata. Na pewno daje więcej niezależności, niż przemieszczanie się lokalnymi środkami komunikacji.


     Na kotwicowisku w malowniczej zatoczce rzeczywiście sporo jachtów, które w większości płyną do Kolumbii. Ceny jednak nieco kosmiczne jak na naszą kieszeń.


     Wieczorem nawiązaliśmy bliższe kontakty z miejscowymi. Wyśmienite, miejscowe piwko Balboa było głównym środkiem ułatwiającym zrozumienie się. Niestety chłopaki też nie mieli pomysłu, jak taniej przedostać się na drugi brzeg.


     Postanowiliśmy pojechać do Colon licząc na przyzwoity nocleg z internetem. Colon okazało się być jednak kwintesencją tej części świata. Gdyby nie reklamy i dzisiejsza odzież, to jak nic bylibyśmy w średniowieczu. Ścieki płynące zewsząd i wszędzie przyprawiały nas o mdłości, chociaż jesteśmy już trochę przyzwyczajeni do tutejszych realiów. Znalezienie hotelu to wyzwanie, no chyba, że szuka się hotelu na godziny. Z tym nie ma najmniejszego problemu. Mimo, iż w Colon jest wschodnie wejście/wyjście Kanału Panamskiego, to bezrobocie i przestępczość są tu rekordowe. Paskudne miejsce!
     Zawinęliśmy się na pięcie i wróciliśmy do Panama City. Tu już mieliśmy wszystko obcykane, więc szybko zakotwiczyliśmy w hostelu i rzuciliśmy się w internetowy wir poszukiwań tanich lotów. No i ku naszemu zdumieniu wyklikaliśmy naprawdę dobrą ofertę na przelot ... już kolejnego dnia. Ponieważ wizyta w Colon utwierdziła nas w przekonaniu, że jesteśmy trochę zmęczeni wszechobecnym brudem – długo się nie zastanawialiśmy. Kupiliśmy bilety i wzięliśmy się za szybkie przygotowanie do odlotu (pranie, zakupy, drukowanie potwierdzeń...).
     W środku nocy jedziemy na lotnisko i zaczynamy nasze przemieszczanie się. Ziemia z lotu ptaka wygląda cudownie!


     Zanim opiszemy naszą podniebną podróż, mamy dla Was mały konkursik. Nagrodą jest oczywiście śliczna kartka pocztowa z naszej podróży. Wyślemy ją do trzech pierwszych osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi na pytanie:

- W jakim mieście i państwie obecnie się znajdujemy? Jako podpowiedź załączamy wraz z pozdrowieniami poniższe zdjęcie ;-)


     Odpowiedzi przysyłajcie na maila Renaty (w "Kontaktach"). Rozwiązanie konkursu w następnym poście ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz