piątek, 8 czerwca 2012

Kuala Lumpur

     Nowy kontynent, nowe państwo, nowa kultura. Same nowości przed nami i to z zupełnie innej bajki niż dotychczas. Kilka pierwszych dni postanowiliśmy spędzić w stolicy Malezji, aby zaaklimatyzować się nieco (zwłaszcza temperaturowo).
     Pierwsze kroki skierowaliśmy do najbardziej rozpoznawalnego budynku (a właściwie budynków) w Kuala Lumpur. Może niezbyt oryginalnie, ale od czegoś trzeba zacząć ;-) Bliźniacze wieże Petronas są jednymi z najwyższych budynków na świecie. Chociaż trochę drapaczy chmur już widzieliśmy, to te zdecydowanie najbardziej nam się podobają. Nie są klockowate, błyszczą cudownie, a 58 metrowy most łączący je na wysokości 41 i 42 piętra nadaje im wyjątkowości.


     Chociaż wieże mają 452 m wysokości, to bez większego wysiłku prawie udało mi się im dorównać ;-)


     Obie wieże mają 32 tysiące okien i umycie tylko jednego budynku zajmuje około miesiąca!


     Są to budynki biurowe na potrzeby światowych gigantów, ale na dole znalazło się również miejsce na potężne centrum handlowe Suria KLCC oraz filharmonię. Najdroższe marki świata mają tu swoje sklepy i choć przez chwilę można się poczuć jak po drugiej stronie lustra. Jest tu elegancko, wykwintnie, a jednocześnie każdy człowiek z ulicy jest równoprawnym klientem.



     Ponieważ luksus i przepych są nam raczej obce, podreptaliśmy do Chinatown, na słynną ulicę handlową Petaling.


     Tu również kupuje się "oryginalne" towary światowych marek, tylko ceny o wiele niższe i otoczenie mniej ekskluzywne ;-) Zegarki, odzież , obuwie, elektronika i co kto potrzebuje. A że czasem na metce mała literówka i wyszedł "Adodis" - kto by się przejmował ;-)


     Pomiędzy tym wszystkim oczywiście stragany z przysmakami. Również nowe smaki i zapachy przed nami ;-) Na szczęście tutejsi sprzedawcy nie są tak bardzo natrętni jak w Ameryce Centralnej i reagują po jednorazowym "nie, dziękuję".




     Kilka uliczek dalej trafiliśmy na dwie niesamowite świątynie, o których istnieniu nie mieliśmy wcześniej zielonego pojęcia. Chociaż są przeznaczone dla wiernych z zupełnie innych religii, to funkcjonują niemal na przeciwko bez najmniejszego zgrzytu. I tak być powinno ...
     Pierwsza z nich to chińska świątynia taoistyczna Sze Ya, założona w 1864 roku. Bogato zdobiona, kolorowa, z przewagą czerwieni, żółci i zieleni. Wypełniona owocowymi darami oraz zapachem kadzidełek i spirali dziękczynno-modlitewnych (jak przypuszczamy).




     Druga z kolei to Sri Maha Mariamman. Najstarsza i najbogatsza funkcjonująca świątynia  Hindu w Malezji, założona w 1875 roku. Brama wejściowa w kształcie piramidy (o wysokości prawie 23 m) zdobiona setkami ręcznie wykonanych figurek bóstw rzuciła nas po prostu na kolana.



     Oczywiście na teren  tej świątyni wchodzi się bez butów. Po przekroczeniu bramy stajemy przed głównym miejscem modlitewnym, otoczonym innymi, mniejszymi świątyniami i ołtarzami (po naszemu). Wszystko jest tu przebogato zdobione, a multikolorowość i precyzja wykonania świadczą o wysokiej klasie hinduskich artystów i rzemieślników wykonujących te dzieła.




     Wszędzie wizerunki dziwnych dla nas bóstw, tak bardzo innych od europejskich wyznań. Nie mamy pojęcia kto tu jest kim i za co odpowiada, ale mamy wrażenie, że mają tu bożka na każdą okazję. Część figur udekorowana jest girlandami świeżych kwiatów ...



     ... które można kupić u "pana kwiaciarza" przed świątynią.


     Zmęczeni upałem, a właściwie prawie ugotowani nie wytrzymujemy całego dnia poza pokojem hotelowym. Trzeba się trochę schłodzić w czterech ścianach z klimatyzacją. Ale nie tylko my. Tubylcy też wychodzą tłumnie na ulicę dopiero po zmroku, kiedy temperatura robi się bardziej znośna. Wychodząc z pokoju pocimy się dopiero w pierwszej minucie, a nie w pierwszej sekundzie, jak to jest za dnia ;-)
     W Kuala Lumpur odbywa się obecnie Światowa Konferencja Gazu i towarzyszące jej imprezy kulturalne. Głównym wydarzeniem jest odbywający się co wieczór w parku zieleni tuż u stóp bliźniaczych wież Międzynarodowy Festiwal Muzyki i Światła. Impreza otwarta dla wszystkich, z udziałem gwiazd sceny muzycznej tego zakątka świata. Całość oprawiona w niesamowite instalacje świetlne, tańczące fontanny, ekrany wodne, efekty pirotechniczne, multimedialne wyświetlacze laserowe, a nawet video - mapowanie budynków. Oczywiście nie opuściliśmy żadnego wieczoru i jesteśmy pod wielkim wrażeniem  jakościowym i organizacyjnym imprezy. Naprawdę niezapomniane widowiska ...



     Pierwszego dnia byliśmy trochę zdezorientowani, kiedy między godziną 8 a 9 zapadła ze sceny totalna cisza i zaprzestano wyświetlania wszelkich efektów specjalnych. Jednak na ekranie zamontowanym na scenie pojawił się komunikat wyjaśniający całą sytuację. To czas modlitw muzułmańskich i dalsza część imprezy zostanie wznowiona po ich zakończeniu. I tak co wieczór. Bardzo nam się to spodobało! Konferencja i festiwal to jedno, ale szacunek dla wyznawców różnych religii to drugie. W Malezji żyje obok siebie mnóstwo ludzi z zupełnie innych wyznań i nikt sobie nie przeszkadza i nie naśmiewa się z sąsiada. Wielokulturowość i odmienność religijną widać tu gołym okiem każdego dnia, podobnie jak wzajemny szacunek i otwartość na "inne". Chociaż jesteśmy tu króciutko, to zdecydowanie nam się podoba ;-)
     A wieże wyglądają w nocnym oświetleniu jeszcze bardziej efektownie, niż za dnia.


1 komentarz: