wtorek, 27 września 2011

W Galaktyce

     Tym razem trafiła nam się nie lada gratka! Udało nam się zobaczyć amerykańską bazę wojskową i wejść na pokład samolotu transportowego C-5 Galaxy. Baza wyglądała bardziej jak kampus akademicki - wszystko ślicznie zagospodarowane, budynki mało wojskowe z wyglądu (poza hangarami lotniczymi) i wszędzie równiutko przystrzyżona trawa. Niestety lało jak z cebra...

  C-5 Galaxy jest największym amerykańskim wojskowym samolotem transportowym i jedną z największych tego typu maszyn na świecie. Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych są jedynym użytkownikiem tego modelu.


     C-5 jest zdolny do przewożenia całych w pełni wyposażonych jednostek wojskowych wraz z ciężkim sprzętem (włączając w to czołgi) w dowolne miejsce na świecie. Posiada możliwość tankowania w powietrzu, na pokład mieści się przykładowo 8 autobusów. Luk transportowy otwiera się z przodu i z tyłu samolotu, aby zapewnić komfort szybkiego załadowania i rozładunku.


     C-5 Galaxy jest największym samolotem, który kiedykolwiek wylądował na Antarktydzie.


     Na górnym pokładzie (ponad przestrzenią ładunkową) znajduje się miejsce dla 73 pasażerów, nie licząc 7 osobowej załogi. Oprócz wygodnych foteli jest "kącik" kuchenny, oddzielne pomieszczenie dla wyższych rangą oraz miejsca sypialne dla załogi. Według nas - bardzo komfortowo jak na warunki wojskowe. Jedyny minus - fotele dla pasażerów umieszczone są tyłem do kierunku lotu i pewnie nie każdy dobrze znosi taką podróż ;-)


     Na szczęście miejsce przy wyjściu bezpieczeństwa odrobinę poprawia humor...


     Podwozie główne maszyny składa się z 28 kół równomiernie rozkładających masę samolotu. Może ono obniżyć maszynę do takiej wysokości, że jej pokład jest na tym samym poziomie co przestrzeń ładunkowa ciężarówek, co bardzo ułatwia przeładunek.


     C-5 Galaxy jest nieoficjalnie nazywany przez załogi mianem FRED, co jest skrótem angielskiej nazwy Fucking Ridiculous Economic Disaster (kurewsko niedorzeczna ekonomiczna katastrofa) ze względu na bardzo duże nakłady pracy obsługi naziemnej, które wynoszą około 16 godzin pracy na każdą godzinę lotu maszyny.

     Choć pogoda tego dnia była paskudna, to jednak mieliśmy szczęście. Podczas naszej wizyty jeden z samolotów startował i robiło to ogromne wrażenie... Jak taka góra żelastwa jest w stanie oderwać się od ziemi, w dodatku załadowana po brzegi? 

     A na zakończenie polska dziewczyna w amerykańskiej bazie wojskowej z rosyjską czapką na głowie ;-)

2 komentarze: