niedziela, 18 września 2011

Nowy Jork


      Przemieszczanie się metrem po NYC to pestka, nawet jeżeli jest się tu pierwszy dzień. Stacje może nie są zbyt estetyczne, ale to przecież tylko na chwilkę oczekiwania.

     
   Na Union Square jemy śniadanko i przyglądamy się ludziom. Mimo tłumów, ogromnego ruchu samochodowego, reklam, znaków i wielonarodowości przechodniów panuje tutaj spokój. Każdy idzie niespiesznie w swoją stronę, nikt się nikomu nie przygląda oceniającym wzrokiem, każdy zajęty własnymi myślami...


     Dochodzimy do Time Square - neony, ludzie, neony, żółte taksówki, neony, autobusy wycieczkowe, neony, turyści, neony, neony, neony... Nawet w dzień neony robią wrażenie...


     Grand Central Station znany jest z wielu filmów i w rzeczywistości o wiele ładniejszy. Gdybym się tam znalazła przypadkiem i ktoś zapytałby mnie, gdzie jestem, to raczej nie powiedziałabym, że to dworzec kolejowy w USA. Gdyby nie ogromna flaga, oczywiście ;-)


     Katedra św. Patryka ginie pośród drapaczy chmur. Z zewnątrz wygląda przy nich niepozornie i dopiero po wejściu do środka widać jej ogrom. Jest naprawdę potężna i przepiękna.


     Przez Rockefeller Plaza idziemy w stronę Central Parku. Po drodze kupujemy obiadek na wynos i pałaszujemy go na trawce w najbardziej znanym miejskim parku świata.


     Spacerkiem przez Little Italy dochodzimy do Chinatown. Skusiliśmy się na chińskie lody - bardzo dobre, ale ogromne. No i skąd tu tylu Chińczyków?


     Okolice World Trade Center są już bardzo ładnie zagospodarowane. Oczywiście nadal jest to jeden wielki plac budowy, ale w tym wszystkim jest już park z drzewami i symboliczne wodospady na miejscu zawalonych wież. Setki robotników odpoczywają w okolicznych parkach, strażacy z osławionej remizy wracają z akcji, przy tablicy pamiątkowej mnóstwo kwiatów, zdjęć, wspomnień...



     Brzegiem rzeki Hudson idziemy w stronę fortu Clinton. Stamtąd rzut oka na Statuę Wolności. W Battery Park stoi ogromna kula przeniesiona z WTC po zamachu. Jest cała poszarpana i podziurawiona... Również tutaj ludzie składają kwiaty ku czci ofiar tego feralnego dnia...


     Chwyciliśmy Szarżującego Byka za rogi i kręcimy się chwilę po Wall Street. Giełda Papierów Wartościowych trzęsie całym światem, a wejścia do niej są mocno obstawione ochroną. Miliony turystów odwiedzają to miejsce, a jeszcze większe miliony (dolarów) przez nie przepływają.


     Kręcimy się jeszcze trochę po Downtown zmierzając w stronę Mostu Brooklińskiego. Jest naprawdę potężny i rozpościera się z niego wspaniały widok na cały Manhattan. Spacerkiem przez Brooklyn docieramy do hotelu i padamy jak kawki.

     Dwa dni łażenia po NYC to może niewiele, ale poczuliśmy nieco atmosferę tego miasta i zobaczyliśmy sporo zaułków nieopisanych w przewodnikach. Bąble na stopach świadczą o sporej ilości przebytych kilometrów, a właściwie mil. Trochę szkoda, że zabrakło nam czasu i mocy na Nowy Jork nocą, ale to przy następnej wizycie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz