Kilka dni temu zakotwiczyliśmy w gwatemalskim miasteczku San Pedro La Laguna. Zlokalizowane jest ono nad brzegiem jeziora Atitlan, które utworzyło się w starym kraterze wulkanicznym. W jego sąsiedztwie znajdują się jeszcze trzy wulkany, a całe jezioro otoczone jest wysokimi górami. Widok z hotelowego okna zachęcał nas codziennie do szybkiego wstawania.
San Pedro La Laguna nie wygląda na bogate miasto, ale ludzie są tutaj bardzo pogodni i życzliwi. W latach 60-tych XX wieku tłumnie przybywali tu również hipisi. Wielu z nich zostało w miasteczku do dzisiaj i często można ich spotkać na ulicy. Przeważającą liczbę mieszkańców stanowią jednak potomkowie Majów. Nadal chodzą w swych barwnych strojach na co dzień. Również panowie, zwłaszcza starsi, noszą haftowaną odzież.
Na niespełna 13 tysięcy mieszkańców przypada tu ponad 20 kościołów różnych wyznań. Ten znajduje się w centrum, tuż przy szkole, targu i boisku.
Miejsce to przyciąga wielu plecakowych turystów i jest podobno najtańszym miastem w Gwatemali. Dodatkowo znajduje się tu kilka szkół językowych, w których za niewielkie pieniądze można uczyć się hiszpańskiego i to w systemie nauczyciel + jeden uczeń, a nie cała klasa. Nam udało się znaleźć nauczyciela poza szkołą za jeszcze mniejsze pieniądze. Stwierdziliśmy więc, że głupio byłoby nie skorzystać z takiej okazji i nie poświęcić chociaż kilku dni na naukę tego języka. Na pewno nam się jeszcze przyda.
No i tym sposobem sympatyczny Francisco wkładał nam codziennie do głowy hiszpańskie słówka i regułki. "Klasa" była na świeżym powietrzu, gwatemalska kawa pomagała w skupieniu a luźna atmosfera nie powodowała niepotrzebnego stresu.
Muchas gracias por su paciencia, Francisco - nuestro super maestro! ;-)))
Ilość materiału do opanowania i zadawane prace domowe nie pozostawiały nam zbyt wiele wolnego czasu. Zmienialiśmy jednak drogę do szkoły i z powrotem, aby zobaczyć chociaż odrobinę życia w San Pedro. Jezioro Atitlan znacznie zmienia poziom wody i wielu mieszkańców straciło swoje domostwa. Wystają z wody tylko ich kikuty lub całe wyszykowane piętra. Niektórzy nadal mieszkają na wyższych kondygnacjach i życie codziennie toczy się prawie w jeziorze.
Jezioro daje również pracę i umożliwia transport ludzi i towarów. Byleby łódka nie nabierała wody...
Dzieciaki wszędzie świetnie się bawią, więc i na przystani znajdą sobie jakieś zajęcie. Ot, choćby chwila dla "fotoreportera", zanim nie przypłynie następna łódka.
Główne ulice są w miarę szerokie, ale niektóre można pokonać tylko piechotą. Na większości jednak mieszczą się kolorowo "stjuningowane" tuk-tuki.
Takie obrazki jeszcze długo nie znikną z tutejszego życia ... W ten sposób przenosi się tu wszystko: worki z warzywami, ściętą kukurydzę, drewno na opał, pustaki do budowy domu ... Nie wiem jak ci wiekowi ludzie sobie z tym radzą, bo nam nasze plecaki czasem doskwierają ciężarem ...
Reklamy są tutaj malowane bezpośrednio na murze i musimy przyznać, że większość z nich jest naprawdę świetnie i pomysłowo wykonana. Nieraz widzieliśmy, jak pan siedział na prowizorycznym rusztowaniu i malował pędzelkiem poszczególne detale. Misterna robota!
Życie płynie tu leniwie i atmosfera San Pedro pozwala na chwileczkę zapomnienia. Idealna dla nas pogoda - słonecznie, bardzo ciepło, ale nie upalnie i górskie krajobrazy bardzo przypadły nam do gustu. Do tego ogromne jezioro i wyśmienita kawa każdego dnia. Egzotyczne dla nas owoce rosną na wyciągnięcie ręki, a kupić można je tutaj za grosze.
A teraz porcja energetycznego, intensywnego pomarańczu na ocieplenie europejskiej, srogiej zimy. Oj żałujcie, że was teraz nie ma w San Pedro La Laguna ...
No to już wiem, jak wyglądała Wasza SZKOŁA JĘZYKA HISZPAŃSKIEGO! Jaka piękna. I nie trzeba chodzić na wagary, bo wagary na każdym kroku! A jezioro wspaniałe!!!
OdpowiedzUsuńU nas plucha. Zima odpuszcza...
Trzymajcie się!
MW