sobota, 31 grudnia 2011

2011/2012

Nam Nowy 2012 Rok przyjdzie powitać w tłumie meksykańskiej stolicy.

Wam - gdziekolwiek jesteście - życzymy 
dużo zdrowia w nadchodzącym roku,
samych radosnych dni, 
optymistycznego podejścia do życia 
oraz 
dobrego humoru każdego dnia.
A przede wszystkim życzymy 
spełnienia marzeń,
tych wielkich i tych malutkich.
Jak widać na naszym przykładzie - marzenia się spełniają!

Przesyłamy noworoczne buziaki dla wszystkich czytelników ;-)
Renata i Grzegorz


Aby wprawić Was w karnawałowy nastrój załączamy filmik nakręcony telefonem w Guadalajara. 
Zwróćcie uwagę na kunsztownie wykonane instrumenty i dopracowany układ choreograficzny zespołu.


Miasto Bogów...

     ... lub jak kto woli "miejsce, gdzie rodzą się bogowie", czyli Teotihuacan. Tak nazwali to prekolumbijskie miasto Aztekowie, którzy jednak nie byli jego założycielami. Do tej pory trwają badania archeologiczne na tym terenie i wiele zagadek pozostaje jeszcze niewyjaśnionych. 
     Ustalono, że miasto powstało na planie szachownicy. Posiadało zbiorniki wody deszczowej, place targowe, spichlerze, teatry, boiska, świątynie... Było świetnie zorganizowane i mogło w nim mieszkać nawet do 200 tysięcy ludzi.

     My od kilku dni jesteśmy w mieście Meksyk. Niestety problemy z dostępem do internetu i jakiś paskudny wirus odcięły nam kontakt ze światem zewnętrznym. Powoli wracamy jednak do zdrowia, a i połączenie zostało naprawione. Aby nadrobić stracone chwile wybraliśmy się dzisiaj do wspomnianego Teotihuacan. Godzinka drogi autobusem ze stolicy Meksyku i byliśmy na miejscu. 
     Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od Cytadeli otoczonej świątyniami oraz bogato zdobionej świątyni Pierzastego Węża, zbudowanej w formie piramidy.





     Właściwie całe miasto zostało zbudowane z kamieni, bez wykorzystania metalowych narzędzi. To fragment ściany jednej z piramid.


    Niemałą atrakcją były tu też dla nas ogromne i bardzo kolczaste opuncje. 



      Ale wracając do Teotihuacan... 
    Weszliśmy na główną ulicę, ciągnącą się od Cytadeli aż do Piramidy Księżyca (w tle za Grzesiem). Dotychczas odkryta Aleja Zmarłych ma ok. 2,5 km długości i ok. 40 m szerokości, ale to prawdopodobnie nie wszystko. Czas pokaże... Wzdłuż Aleji Zmarłych usytuowano wiele świątyń oraz Piramidę Słońca (o tym za chwilę).



     Piramida Księżyca ma 43m wysokości i podstawę 150 x 120m. Można wejść tylko do jej połowy.



    Schody są wysokie i strome ...


     ... ale po wejściu widać całe Teotihuacan jak na dłoni. Widoczną w tle Piramidę Słońca zostawiliśmy sobie na deser.




    Widać stąd wielkość całego przedsięwzięcia i naprawdę robi to wrażenie. Aleja Zmarłych jest rzeczywiście główną arterią miasta.


     Ponieważ lekko osłabieni chorobą troszkę się zmęczyliśmy, trzeba było chwilkę odsapnąć. Ja "wsparłam się" o Piramidę Słońca, do której zmierzaliśmy.


     Piramida Słońca jest tutaj najwyższa. Ma 65m wysokości i podstawę 225 x 207m.


     Ilość osób będących "na piramidzie" jest tu kontrolowana. Dzięki temu można bezpiecznie się przemieszczać bez obawy, że za chwilę ktoś nas zepchnie w dół. Wchodzimy gęsiego jedną stroną, schodzimy również gęsiego drugą. W jedną stronę jest do pokonania prawie 250 kamiennych stopni, ale chętnych nie brakuje.



    Daliśmy radę! Widok z góry wynagrodził chwilowy trud wspinaczki.


     Na szczycie Piramidy Słońca znajduje się energetyzujący czakram, którego koniecznie trzeba dotknąć przez dłuższą chwilę. W tłumie turystów nie jest to takie proste. Grzesiowi się udało, a ja wszystko udokumentowałam na zdjęciach ;-)



    Ale ponieważ dobrej energii nigdy za wiele, to po zejściu z piramidy Grześ pobrał dodatkową dawkę.


     Prawdopodobnie przedawkował!


     Na szczęście szybko opanowaliśmy sytuację i zrobiliśmy jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie na tle Piramidy Słońca.


     Tłumy turystów i gwar handlarzy pamiątkami ujmują temu miejscu nieco tajemniczości. Ale jeśli znajdzie się wyciszony od zgiełku zaułek i przeniesie na chwilę w czasie, to można poczuć magię i niesamowitość Teotihuacan. W czasach swojej świetności z pewnością było potęgą. 
    A może rzeczywiście, jak twierdzą Indianie, właśnie tutaj powstał Świat? Może w Teotihuacan nastąpiło oddzielenie Światła od Ciemności? Może tu powstało Słońce i Księżyc? Kto wie...


piątek, 30 grudnia 2011

Hostal de Maria

     W Guadalajara mieszkaliśmy w fantastycznym miejscu, które chcemy tutaj wszystkim polecić. Jeśli kiedykolwiek wybierzecie się do tego miasta, to koniecznie zatrzymajcie się w Hostal de Maria. To przestronny, a jednocześnie bardzo kameralny hostel w samym sercu miasta. Znajduje się przy ulicy Nueva Galicia 924, kilka minut spacerkiem od Katedry Metropolitalnej. 


     Bezpieczne wejście chroni przed niepowołanymi gośćmi, których nigdzie nie brakuje.


     Świetnie dobrane elementy wystroju od pierwszej minuty robią bardzo przyjazne i relaksujące wrażenie. Zarówno  główny korytarz ze stolikami dla mieszkańców pokoi wieloosobowych, jak i pokój telewizyjny z biblioteczką i pianinem. 




     Także w pełni wyposażona kuchnia i przytulna jadalnia skomponowane są z całością.




     Schodki na tle pomarańczowej ściany prowadziły do naszego pokoju. Był nieduży, ale czyściutki. Łazienka z prysznicem, ręcznikami, mydełkiem i szamponem. Bardzo chwalimy codzienny serwis pokoju. Nie zrobiliśmy w nim zdjęcia, bo akurat mieliśmy za duży bałagan ;-)
     Pokoje wieloosobowe bardzo schludne, delikatnie udekorowane. Oddzielne łazienki dla pań i panów.



     Darmowy internet i kącik komputerowy. Całodobowa (i w większości anglojęzyczna) obsługa dzielnie czuwała przy wejściu. Chętnie udzielano nam wskazówek co i gdzie zwiedzić, jak się tam dostać, na co nie marnować czasu?...


     Byliśmy tu przecież pod koniec grudnia, a temperatury wahały się od 15 stopni Celsjusza w nocy do 28 stopni w dzień. Miło więc było wieczorami posiedzieć na ślicznie oświetlonym tarasie i korzystać z komputera popijając tequilę.



     Hostel udostępnia też za drobną opłatą pralnię, więc można się brudzić do woli. Mimo lokalizacji w centrum miasta jest tu bardzo cicho. Ulica Nueva Galicia położona jest w zakątku skutecznie wyciszającym odgłosy bardzo głośnego miasta. Rano czekało na nas kontynentalne śniadanko, czyli płatki z mlekiem, tosty, masło, dżem, herbata, kawa. Nikt nie poganiał, nikt nie wyliczał ilości. Poza tym bardzo blisko stąd do centrum miasta, przystanków komunikacji miejskiej, dworca autobusowego i supermarketu. Przy kilkudniowym pobycie można się dogadać co do ceny za pobyt.
     Jeszcze raz bardzo serdecznie polecamy to miejsce. A dla całej ekipy przesyłamy gorące podziękowania za cudny, rodzinny i świąteczny czas spędzony w tym magicznym miejscu.
     MUCHAS GRACIAS!
     
     

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Guadalajara

     Dzisiaj bez zbędnego trucia przesyłamy trochę obrazków z Guadalajary, na jakie natknęliśmy się podczas naszych spacerów po tym mieście.
     Główną atrakcją jest tu ogromna Katedra Metropolitalna, znajdująca się w ścisłym centrum.




     Na Rynku Głównym obowiązkowa altanka.


     Kilka charakterystycznych punktów w rozległym centrum.




     Może niekoniecznie ładny, ale na pewno ciekawy i dopracowany w każdym szczególe garbus.




     Niezliczone ilości straganów z różnorodnym asortymentem. Od miejscowych wyrobów...



     ... z moimi ulubionymi koralikami na czele ...




     ... przez wszelkiego rodzaju przekąski i maszkiety ...




     ... desery ...




     ... bajkowe lody ...



     ... zabawki dla dzieci.


     Coś na większą imprezę dla małych i dużych księżniczek.




     Posilić można się pomarańczami prosto z drzewa lub watą cukrową fachowo nawiniętą na patyczek.



     Można pozwiedzać miasto będąc nabitym w butelkę ;-)


     Wieczorne spacery umilały nam dekoracyjnie oświetlone budynki.




     Guadalajara to fantastyczne, stare miasto, w którym nie można się nudzić. Będziemy je zapewne miło wspominać...